Reklama

Reklama

Reklama video

Wołyń – kraina kontrastów. Relacja z 8-dniowej wyprawy rowerowej (cz.2)

Każdy z nas słyszał o Wołyniu, który najczęściej kojarzy nam się z najczarniejszą kartą w dziejach tej ziemi, rzezią wołyńską, okresem mordów naszych rodaków z rąk ukraińskich nacjonalistów w latach 1943/1944. Wołyń w tym strasznym czasie obficie spłynął krwią polaków, po których bytności pozostały tu już dziś tylko krzyże, zrujnowane cmentarze i zdziczały sady przy dawnych domostwach. Wołyń na Ukrainie to jednak dziś również wspaniałe krajobrazy, zabytki architektury, piękna przyroda, ciekawa kultura i przyjaźni ludzie.

Wołyń uważany za symbol martyrologii na kresach jest niemal kompletnie nieznany turystycznie poza kilkoma większymi miejscowościami, choć leży tak blisko naszych granic. Moja rowerowa wyprawa miała odczarować, choć odrobinę ten stan i pozwolić poznać bliżej uroki tego regionu. Zapraszam do lektury relacji z drugiego dnia wyprawy.

Dz. 2 (niedziela)

Pierwsza noc upłynęła spokojnie, zdążyliśmy odpocząć i naładować akumulatory na kolejny dzień. Niebo było rano zachmurzone, a powietrze chłodne. Patrząc w niebo można było przewidywać opady deszczu. Na szczęście z minuty na minutę, sytuacja się poprawiała, chmury przeganiał silnie wiejący wiatr, który nawiasem towarzyszył nam na wyprawie do samego końca. Poranna toaleta, suszenie namiotów, śniadanko, kawa i ładowanie całego majdanu do sakw – zaczęły się nasze codzienne rutynowe zajęcia związane z podróżowaniem na sakwach. Z każdym kolejnym biwakiem szło nam coraz sprawniej i szybciej, co jest powtarzającą się zasadą na każdej wyprawie.

Wieś Rymacze, to typowa wioska, domy zarówno pamiętające polskie czasy, jak i czasy SRR. Ulica dziurawy asfalt a w centrum kostka granitowa pamiętająca początki XX w. W miejscowości odwiedziliśmy dawny kościół katolicki p.w. św. Izydora zbudowany w latach   1931-33. Jego stan jest dziś opłakany, po wojnie znajdował się w nim klub, młyn a w końcu magazyn pasz. Obecnie jak większości katolickich obiektów sakralnych przejęli go prawosławni. Obiekt czeka na gruntowny remont.

Kościół katolicki p.w. św. Izydora

Z Rymacz wyjechaliśmy znów na główną szosę na Kowel, którą podążaliśmy aż do zjazdu do miasteczka Maciejów obecnie nazwanym Łukoił. Osiedle miejskie zamieszkuje obecnie ok. 3,3 tys. mieszkańców. W historii Maciejów zapisał się najbardziej, jako własność rodu Miączyńskich, którzy przyczynili się do rozwoju miasteczka. W Maciejowie zwiedziliśmy najciekawsze zachowane zabytki. Zaraz przy wjeździe minęliśmy duży cmentarz prawosławny z intrygująca ceglaną kolumną bez inskrypcji, na której rodzina bociania umościła sobie gniazdo – osobliwy widok, pośrodku cmentarza.

Osobliwa kolumna na środku cmentarza prawosławnego w Maciejowie

Dalej zatrzymaliśmy się przy pozostałościach zespołu parkowo-pałacowego Miączyńskich. W miejscu tym stał niegdyś XVI –wieczny zamek Maciejowskich. Obecnie zachowały się po nim wały i fosa a w narożach dużego czworobocznego terenu można zauważyć niewielkie pagórki, pozostałości dawnych baszt. Na centralnym dziedzińcu, który porastają obecnie drzewa znajduje się pałac Miączyńskich z przełomu XVIII i XIX w.

Pałac Miączyńskich w Maciejowie

Obiekt jest nieźle zachowany, choć mocno zdewastowany. W jego pomieszczeniach znajduje się obecnie szpital gruźliczy. Piętrowy pałac zbudowany jest w stylu empire, powstał w wyniku przebudowy dawnego zamku. Projektantem był znany drezdeński architekt Pöppelmann. Z zespołu zachowała się również oficyna oraz pozostałości parku angielskiego z końca XVIII w. Piękne miejsce, jednak jak w większości tutejszych dawnych siedzib magnackich i szlacheckich mocno zdewastowane, wymagające natychmiastowej rewitalizacji. Jest to jeden z niewielu tak dobrze zachowanych zespołów pałacowych na Wołyniu. Strach pomyśleć, co się stanie z pałacem, kiedy wyprowadzi się z niego szpital.

Jadąc dalej w stronę centrum z każdym metrem przenosiliśmy się niczym wehikułem czasu do początków XX wieku jak i nie wcześniej. Wydaje się, że nie wiele się tu zmieniło od przeszło 100 lat. Droga z tzw. „kocich łbów”, drewniane domki, sady przy domostwach, parę murowanych większych domów w rynku. Jedynie współczesne szyldy burzą te wrażenie.

Miasteczko Maciejów

Uwagę zwracają dwa główne zabytki sakralne w miasteczku stojące naprzeciw siebie po obu stronach drogi. Pierwszy to dawny kościół p.w. śś. Stanisława i Anny, pierwotnie renesansowy z XVI w. Obiekt niszczony w czasie wojen XVII w został odbudowany w stylu barokowym na początku XVIII w. W 1870 r. zamieniony na cerkiew a w 1920 rewindykowany przez katolików. Po wojnie stał opuszczony i zdewastowany. Obecnie obiekt jest odbudowywany – ku naszej trwodze niestety bez jakiekolwiek harmonii z pierwotnym stylem budowli. Kościół zostaje przekształcany na cerkiew prawosławną.

Kościół p.w. śś. Stanisława i Anny w Maciejowie

Patrząc na niebieski dach z blachy i ceglane mury barokowej świątyni powstaje delikatnie mówiąc niesmak. Z jednej strony cóż, można rzec lepiej tak, niż budowla stałaby nadal w ruinie aż w końcu zniknęłaby z powierzchni na zawsze. Z drugiej strony, poddając takie obiekty konserwacji – odbudowy, warto, aby robiono to w sposób nieszpecący i nie burzący pierwotny charakter budowli.

Druga świątynia przedstawia zupełnie inny obraz. Piękna odnowiona cerkiew p.w. św. Paraskewy, pierwotnie unicka, ufundowana przez Miączyńskich w 1723 r. Po 1839 r. zamieniona na prawosławną. Przy cerkwi równie zabytkowa piękna dzwonnica – brama z XVIII w. Przed cerkwią piękny nieduży zadbany ogród z fontanną.

Cerkiew p.w. św. Paraskewy w Maciejowie

W miasteczku nie zachował się niestety drugi kościół katolicki z 1701 r. oraz barokowa synagoga z lat 1756-1781. Oba obiekty zniszczono podczas II wojny światowej.

Przed wyjazdem z  Maciejowa zrobiliśmy jeszcze zakupy w miejscowym sklepie i cofnęliśmy się do szosy na Kowel, przecinając ją i kierując się na południe.

Supermarket w Maciejowie

W dalszej części trasy zatrzymaliśmy się we wsi Przewały, zauważając z trasy pozostałości cmentarza z katolickimi krzyżami. Jest to jedno z setek miejsc, świadectw o bytności na tych ziemiach Polaków. Dawny polski cmentarz jest obecnie jedynie zadrzewionym terenem, na którym stoją dziś współczesne skromne drewniane krzyże.

Polski cmentarz katolicki w Przewałach

Terenem jak zauważyliśmy opiekują się Polacy, na krzyżach widnieją proporce biało czerwone, a n tabliczkach polskie napisy. Teren jest również wykoszony. Na cmentarzu spoczywają również rodacy zamordowani przez ukraińskich nacjonalistów. Obok cmentarza istniał niegdyś kościół, po który niema już śladu, został zburzony w 1943 r. Cmentarz jak informuje polska tabliczka istnieje od 1799 r. W 2014 r. miało miejsce wspólne polsko-ukraińskie odnowienie cmentarza. Na jednym z grobów zapaliliśmy symboliczną lampkę przywiezioną z Polski.

Ruszyliśmy dalej, słoneczna pogoda sprzyjała napawaniem się miejscowym krajobrazem mijanych wsi jak i piękną przyrodą. Kolejny postój, tym razem obiadowy zrobiliśmy sobie nad urokliwym jeziorkiem w miejscowości Dolsk.

Rodzina łabędzi we wsi Dolsk

Tam spotkaliśmy rodzinę łabędzi, która natarczywie chciała nas przegonić nie pozwalając zjeść w spokoju.Dzięki małej łapówce w postaci okruchów jakoś jednak udało się posilić.

Skromny obiadek

Przygoda trwała dalej. Jadąc na Ukrainę, zawsze zabieramy z sobą z Polski jakieś gadżety, słodycze, aby rozdać miejscowym dzieciakom spotykanym na naszej trasie. Dzieci przeważnie są zaciekawione naszymi objuczonymi rowerami, nam sprawia radość dawanie tych pamiątek, widząc ich uśmiechy na twarzach, jak potrafią cieszyć się z takich drobnych prezentów.

Rozdawanie gadżetów z Polski 🙂

Jadąc dalej przez miejscowe lasy spotkaliśmy, co chwilę jakieś osobliwości a to zauważyliśmy dużego żółwia przechadzającego się przy drodze a to ciekawie wymalowany przystanek autobusowy, co chwilę coś przykuwało naszą uwagę.


Tak pokonując kolejne kilometry dojechaliśmy do wsi Kupiczów. Tam mieliśmy z uwagi na zbliżający się wieczór zrobić ostatnie zakupy i powoli rozglądać się za miejscem pod obozowisko. W samej wsi postanowiliśmy zobaczyć jeszcze dawny kościół katolicki p.w. św. Wacława zbudowany w latach 1907-1911. Po wojnie znajdował się w nim młyn, obecnie jest opuszczony w postępującej ruinie.

Kościół katolicki p.w. św. Wacława

Na naszym wołyńskim szlaku, co chwilą mijaliśmy pomniki i miejsca upamiętniające „Wielką wojnę ojczyźnianą”, wiele z tych miejsc jest obecnie jakby przemianowana na obecne czasy, dodając do nich symbole ukraińskie, chcąc nieudolnie nadać inny wydźwięk tym upamiętnieniom. W Kupiczowie spotkaliśmy również przy drodze cmentarz i upamiętnienie wydarzeń z okresu I wojny światowej.

Miejsca pamięci na Ukrainie

Jako, że mieliśmy jeszcze trochę zapasu dnia, postanowiliśmy dojechać do brzegów rzeki Stochód, gdzie zamierzaliśmy rozbić namioty. Po kilkunastu kilometrach dojechaliśmy do rzeki w miejscowości Łowiszcza. Tam po krótkim rozpoznaniu znaleźliśmy świetną miejscówkę przy samej rzece w zacisznym miejscu w stosunkowo niedalekiej odległości od zabudowań.

Obozowisko nad rzeką Stochód

Mogliśmy wykąpać się w Stochodzie, uprać brudne rzeczy i oddać wieczornemu relaksowi na łonie natury. Póki co wyprawa naprawdę nas rozpieszczała. Dzień minął w świetnej atmosferze, trasa dostarczyła wiele atrakcji a na koniec dnia los dał świetną miejscówkę na nocleg, czego chcieć więcej w podróżniczym życiu? Przejechaliśmy tego dnia dokładnie 97 km.

Pranko

Wyprawa rozkręcała się, podczas następnego dnia odwiedziliśmy stolicę Wołynia miasto Łuck pokonując kolejne kilometry wspaniałej przygody. Więcej przeczytacie już w kolejnym odcinku, zapraszam.

[foogallery id=”38075″]


materiał: Wyprawa rowerowa na Wołyń
zdjęcia: Jakub(OvO)Sowa
informacje o zabytkach: G. Rąkowski, Wołyń. Przewodnik po Ukrainie Zachodniej. Część I ., wyd. Rewasz

Spodobał Ci się ten artykuł? Podziel się ze znajomymi:

Udostępnij
Wyślij tweeta
Wyślij e-mailem

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Czytaj więcej o:

Reklama

Reklama

Zobacz więcej z tych samych kategorii

Reklama