Początek akcji charytatywnej, której celem było zgromadzenie artykułów pierwszej pomocy dla walczącej Ukrainy, miał swój początek w Berlinie, gdzie grupa aktywnie zaangażowanych osób w ciągu kilku dni przeprowadziła zbiórkę i zorganizowała transport do Dorohuska. Tam dary odebrali strażacy z OSP Okopy. – Sama osobiście nie mogłam patrzeć na to, co zaczęło się dziać wokół nas. Pochodzę z Dorohuska, więc miałam bezpośredni kontakt z osobami spod granicy. W Berlinie, gdzie mieszkam, wiele osób chciało pomóc, lecz nie wiedziało, jak to zrobić. Mamy do dyspozycji dwa mieszkania, jedno jest całkowicie puste, więc pomyślałam, że mogłoby posłużyć jako magazyn rzeczy do odbioru. I tak się stało. Gdy porozmawiałam z narzeczonym o pomyśle, poparł mnie, zatem jako pierwsze zorganizowałam babciną opiekę dla mojej 10-miesięcznej córeczki i psa i zaczęłam działać – przybliża początki inicjatorka i koordynatorka charytatywnej akcji, mieszkanka Berlina Alicja Wiśniewska.
– Poszukując firmy transportowej trafiłam na panią Justynę Schulc-Tyl. Zaoferowała organizację transportu w czasie natychmiastowym, warunkiem było wysłanie zdjęcia i określenie wielkości potrzebnego pojazdu w momencie uzbierania darów dla Ukrainy. Z panią Justyną nawiązałam kontakt w sobotę, zbiórkę zaczęliśmy w poniedziałek i już w środę zameldowałam finał. Zgłosił się pan Grzegorz Przewarski z firmy transportowej SZIP TRADE w Białej Podlaskiej, którego kierowca pojawił się już kolejnego dnia o godzinie 10:00!
Zbiórka objęła przede wszystkim artykuły pierwszej potrzeby, takie jak żywność, środki higieny, leki czy koce, pojawiły się też rzeczy niezbędne dla dobra małych dzieci, czyli pampersy, ubranka, a nawet wózki. – Jedyne, o co się bałam, to samo miejsce w transporcie. Prosiłam o rzeczy, które się składają, dostaliśmy cztery wózki dziecięce, wcale nie takie małe. Dużo ubranek dla dzieci, które były całkowicie nowe, koce, śpiwory, szczoteczki, szampony, żywność, woda, opatrunki, leki, wszystkie artykuły, które są potrzebne do życia. W dużej ilości kurtki zimowe, skupialiśmy się również na pampersach, zbieraliśmy słoiczki dla dzieci, pudełka mleka modyfikowanego, butelki przeróżnej kategorii wiekowej, smoczki, nawet łóżeczko. Było tego tak wiele, że naprawdę jest bardzo ciężko to wszystko wymienić – opowiada Alicja Wiśniewska. – Rzeczy zbieraliśmy w kilku punktach, ale ostatecznie trafiły do mieszkania znajdującego się na obrzeżach Berlina, do którego firma transportowa mogła bezproblemowo dotrzeć na załadunek.
fot. Alicja Wiśniewska, Berlin
Do Dorohuska kontener pełen towaru przewiózł jeden z kierowców firmy transportowej SZIP TRADE z Białej Podlaskiej. – To, że tu trafiłem, to czysty przypadek. Byłem na rozładunku, a szefa – Grzegorza Przewarskiego – poproszono o przewiezienie darów humanitarnych z Berlina. Akurat ja byłem najbliżej, załadowałem towar i przywiozłem do Dorohuska – opowiada kierowca Zenon Szczygieł. – Kontener, z którym przyjechałem, wypełniony był na całej długości, do połowy jego wysokości. Było tego mnóstwo i było co robić przy załadunku i rozładunku. Strażacy z OSP Okopy spisali się naprawdę na medal, bo było tu dużo ludzi, 15-20 osób. Poszło bardzo szybko.
Czy jest różnica między zwykłym codziennym transportem towarów a przewozem w akcji humanitarnej? Biorący w niej udział kierowca podkreśla, że owszem. – Przede wszystkim jest satysfakcja, że można komuś pomóc. Była to w pełni akcja dobroczynna, charytatywna, przewóz bezpłatny, z woli dobrego serca.
fot. Grzegorz Przewarski, SZIP TRADE Biała Podlaska
– Transport oceniam rewelacyjnie, a wręcz jestem w wielkim szoku, że udało się to zorganizować w tak zgrany sposób – podkreśla koordynatorka akcji. Ale nie doszłoby do niego, gdyby nie zaangażowanie wielu osób, organizacji i firm, które wspólnie gromadziły produkty, przewoziły je z miejsca na miejsce i spięły całą akcję od początku do końca. – Składam serdeczne podziękowania dla Studia Kosmetycznego Paulina Troska i jego świetnie zorganizowanych klientek, które uzbierały również mega dużo rzeczy. Dla pani Renaty Szewczyk, cioci, która gdy dowiedziała się całkiem spontanicznie z samego rana, że muszę rozładować u niej rzeczy, bo auto mam już wypełnione, a jeszcze pozostały inne adresy, oczywiście nie odmówiła pomocy. Pani Edycie Kowalskiej zajmującej się stroną niemiecką – mieliśmy bardzo duży odzew z darami z przeróżnych narodowości. Również firmie „Klix Airport serwis” Thomas Klix i jej pracownikowi panu Marcinowi Małeckiemu, który pomógł nam niesamowicie, gdy terminy się kończyły, a trzeba było przewieźć rzeczy do punktu odbioru. Pan Marcin przyjechał po pracy busem, którego udostępnił właściciel firmy na własny koszt, tak byśmy mogli zdążyć na załadunek firmy transportowej. Dosłownie nas uratował pomagając ostatniego dnia z własnym transportem. Dziękuję mojemu tacie Albertowi Wiśniewskiemu, właścicielowi firmy JAWGun, który także był w stałej gotowości. Gdy w czwartek z rana obudziłam go, aby wynajął busa z firmy transportowej, wraz z moim bratem Cyprianem Wiśniewskim szybko pozbierali resztę rzeczy i dowieźli w trybie natychmiastowym do ciężarówki.
Towar z miejsca na miejsce, ostatniego dnia nawet do drugiej w nocy, oby tylko zdążyć na czas na miejsce załadunku, przewoziła na własny koszt Alicja Wiśniewska wraz z narzeczonym Pawłem Kielarem, współlokatorką Julią Wiercioch i pracownikiem „Klix Airport serwis” Marcinem Małeckim. – Przez te trzy dni zaczynaliśmy objazd po adresach od godziny 6-7 rano do późnych godzin nocnych, czasami zapominając, że trzeba coś zjeść, ale zdecydowanie mówię, że było warto! – zaznacza kobieta. – Zawsze jest warto, gdy można pomagać! Jestem w niesamowitym szoku, jak w tak krótkim czasie może zjednoczyć się tak dużo osób! Każdy chciał pomóc, na ile tylko mógł. To było coś magicznego, serce się kroiło i łzy cisnęły do oczu. Nie jestem w stanie wymienić wszystkich osób, które dołożyły swoją cegiełkę do tego wielkiego wyczynu, jesteśmy bardzo serdecznie wdzięczni każdemu z osobna. Ta zbiórka udowodniła mi, że warto wierzyć w ludzi i małymi kroczkami razem możemy więcej! To było całkowite oderwanie się od życia codziennego, a teraz pozostała wielka duma, bo ktoś na pewno bardzo ucieszy się z tych podarków!
Dary dla Ukrainy zostały przewiezione do OSP Okopy nieopodal Dorohuska, gdzie wolontariusze rozładowali ciężarówkę i zgromadzili artykuły na własnych powierzchniach magazynowych. Stąd zostaną dostarczone w miejsca, gdzie ludność najbardziej ich potrzebuje. – Znajdujemy się przy głównej drodze do granicy, więc nawet ze względu na położenie odpowiedzieliśmy na prośbę radnej powiatu Agaty Radzieńczak i postanowiliśmy pomóc. Nikt się nie spodziewał, że ta akcja urośnie do takich rozmiarów. Na początku planowaliśmy wydzielić kawałek kątka na świetlicy, ale okazało się po dwóch dniach, że to za mało. Wyprowadziliśmy samochód z garażu, wynajęliśmy następną halę – wyjaśnia prezes OSP Okopy Waldemar Lasek. – Dzisiejszego transportu się nie spodziewaliśmy, ale jesteśmy przygotowani na różne niespodzianki. Do rozładunku było nas kilkunastu druhów strażaków. Od 6 rano do północy jesteśmy na dyżurze, bo taka jest potrzeba. Ludzie przyjeżdżają praktycznie z całego kraju, a od wczoraj zaczynają zjeżdżać towary z całej Europy. Mamy tu przeróżny towar i jesteśmy w stanie pomóc potrzebującym na Ukrainie.
Na miejscu spotykamy wielu wolontariuszy, którzy pojawiają się tu z potrzeby serca. Szykują posiłki, pomagają w transporcie, zapewniają ciągłość pomocy każdego dnia od momentu wybuchu wojny w Ukrainie. Trafiają tu dzięki przekazom w mediach, ale sami też szukają miejsc, gdzie ich pomoc jest niezbędna. – Od tego są media społecznościowe, żeby się porozumiewać. Tak też znalazłyśmy panią Agatkę Radzieńczak, która jest koordynatorem akcji pomocy w Dorohusku. Poprosiła wolontariuszy, a ponieważ dysponujemy wolnym czasem, chętnie się zgłosiłyśmy. Przyjeżdżamy codziennie, przygotowujemy kanapki, robimy pakiety żywnościowe dla uchodźców, wychodzimy na pociąg, gdy przyjeżdża i obsługujemy przyjeżdżających. Zaopatrujemy dzieci w zabawki – przybliżają szczegóły swojej charytatywnej pracy wolontariuszki Monika Daniluk i Wiesława Jańczyk z Parczewa, które od sześciu dni pokonują trasę ok. 90 kilometrów, by pomagać w Dorohusku. Wraz z nimi przyjeżdża większa lub mniejsza ekipa, w zależności od tego, kto ile czasu może na tę bezinteresowną pomoc poświęcić. Jak zauważają, są momenty łatwe, ale i te trudniejsze, zwłaszcza wtedy, gdy nadjeżdża kolejny pociąg. – Widzimy stłoczonych ludzi, zgłodniałych, smutnych, wystraszonych, płaczących, z dziećmi na ręku. Wzruszają się na widok tych zastawionych stołów. Często są wycofani i przestraszeni, bo wydaje im się, że będą musieli płacić duże pieniądze za to, co jest tu przygotowane. Trzeba ich zapraszać, uświadamiać, że to jest za darmo – opowiada Wiesława Jańczyk. – Wczoraj przyjechała pani z pięciodniowym dzieciątkiem na rękach, drugie prowadziła za rękę. Nie da się przejść obojętnie. Człowiek ma łezkę w oku, ale wiemy, że musimy dać zupkę, odwracamy się na chwilę, przecieramy łzy i podajemy dalej – mówi Monika Daniluk. Przybywający uchodźcy zatrzymują się tu tylko na chwilę, po czym ruszają w dalszą drogę. Ale wciąż napływają. – Najważniejsze jest, by ten zapał pomagających nie zgasł. To nie jest tylko teraz, będzie trwało i ta pomoc będzie ciągle potrzebna. Nam siły w pewnym momencie się skończą, więc zachęcam, żeby pytać i przyjeżdżać. Niech to nie będzie zryw, a pomoc systematyczna. Jest punkt w Dorohusku i w Okopach, można dzwonić i pytać, czy jest potrzebna pomoc, ale myślę, że zawsze przydadzą się każde ręce, nawet przy rozładunku.
Wolontariusze oraz osoby chcące przyłączyć się do pomocy mogą kontaktować się m.in. poprzez:
Urząd Gminy Dorohusk
tel. 82 566 10 89
OSP Okopy
tel. 665 890 606
e-mail: ospokopy@gmail.com
strona: https://www.facebook.com/OSP-Okopy-109405445017815/
materiał: Radio Biper świat
zdjęcia: Radio Biper Gwalbert Krzewicki / Alicja Wiśniewska / OSP Okopy, Dorohusk
film: Mariusz Maksymiuk
tekst i opracowanie: Anna Ostapiuk
2 Responses
A inne transporty jadą przez Terespol z „zaopatrzeniem” dla sowietów na front !!!!!!! I to z tych fałszywych Niemiec !!!!!
Skąd te niby stwierdzenie?? Dowody poproszę.