– Unia Europejska musi przejść od zarządzania kryzysami do zarządzania Unią – mówił Marek Prawda, dyrektor Przedstawicielstwa KE w Polsce podczas kieleckiej konferencji „Wyzwania rozwojowe Polski w Europie. Przyszłość Unii Europejskiej”. Jej współorganizatorami był: Wydział Prawa, Administracji i Zarządzania Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach oraz Punkt Informacji Europejskiej Europe Direct-Kielce.
Dialog obywatelski
Podczas otwierającej konferencję sesji dialogu obywatelskiego Prawda zwrócił uwagę, że począwszy od 2008 roku mamy do czynienia z kumulacją kryzysów, których gaszenie odciąga uwagę od efektów działań Unii, takich jak unia bankowa czy unia energetyczna. Scenariusze przedstawione przez Jean-Caude’a Junckera w tzw. Białej księdze w sprawie przyszłości Europy, stanowią zaproszenie do wypracowania strategii przyszłego rozwoju UE.
– Dziś musimy zrewidować i podważyć wiele pewników – zauważył Prawda. Wobec rosnącego znaczenia nowych przywództw na świece trzeba myśleć o Unii jako o globalnym graczu, a polityka bezpieczeństwa musi zyskać nową tożsamość, co zresztą może się stać źródłem jej nowej legitymizacji. Unia musi dziś znaleźć odpowiedź na nowe wyzwania, takie jak Brexit czy wybory w USA, dać odpowiedź na głosy eurosceptyków i populistów, jednocześnie zachowując to, co się jej udało do tej pory osiągnąć. To Unia chroni tych, którzy stracili na wolnym handlu, dba o respektowanie standardów socjalnych, tworzy miejsca pracy dla uchodźców. Wystarczy przyjrzeć się liczbom: UE wydaje 87 miliardów euro na pomoc rozwojową, Stany Zjednoczone – jedną trzecią tej kwoty.
Odpowiadając na pytanie jednego z obecnych na sali studentów o rolę jaka Polska powinna pełnić w zjednoczonej Europie, Prawda podkreślił, że nasz kraj może zapobiegać fragmentacji Unii Europejskiej. Polska przez lata była głównym łącznikiem między strefą euro a pozostałymi krajami, zapobiegała podziałom, Skutecznie przeciwstawiała się propozycjom stworzenia odrębnego parlamentu, budżetu czy organizowania szczytów wyłącznie dla państw eurozony, argumentując, że to mogłoby stanowić początek końca wspólnego rynku. Konsekwentnie pracowała na wizerunek kraju, który buduje, a nie psuje, uczestniczy w ważnych dla Unii sprawach, a jeżeli broni swoich interesów, to jednocześnie potrafi je połączyć z interesem wspólnotowym. – Szukałbym dziś dla Polski takiego miejsca, które by nawiązywało do roli strażnika spójności całej UE – powiedział Prawda. Zauważył też, że zbliża się moment, w którym trzeba się będzie opowiedzieć, czy decydujemy się na przystąpienie do unii gospodarczo-walutowej albo przynajmniej działamy na rzecz ustrojowej spójności, żeby nie dopuścić do pęknięcia Europy. Najgorsze, co możemy zrobić, to mówić, że nie życzymy sobie głębszej integracji, ale jednocześnie nie zgadzamy się, żeby to robili inni.
Dyskusja
Tak czy nie dla euro?
Przystąpienie Polski do strefy euro było jednym z głównych tematów przewijających się w trakcie trzech kolejnych paneli dyskusyjnych. Wśród ekspertów i naukowców przeważała opinia, że Polska powinna przystąpić do unii walutowej, ponieważ bycie poza nią to pozostawanie poza trzonem integracji europejskiej. Zgodzono się, że nie istnieje dylemat, czy wchodzić do eurozony, czy nie, pozostaje jedynie pytanie kiedy to powinno nastąpić i na jakich warunkach. – Euro to nie tylko ekonomia, to broń polityczna, co bardzo dobrze zrozumieli nasi mali sąsiedzi na północnym wschodzie. To gwarancja polityczna, gwarancja stabilności finansowej – utrzymywał profesor Jan Barcz z Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Profesor Teresa Sasińska-Klas z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie zacytowała wypowiedź premiera Czech o potrzebie ustanowienia daty przyjęcia euro w celu znalezienia się „wśród najbardziej rozwiniętych krajów europejskich”. – Jeżeli będziemy z tym zwlekać, sami sobie wypracujemy przejście na peryferia – oceniła Sasińska-Klas. Z tą opinią polemizował profesor Jacek Czaputowicz z Uniwersytetu Warszawskiego, poddając w wątpliwość, czy Grecja albo Hiszpania dzięki wspólnej walucie są faktycznie bliżej procesu decyzyjnego. – Można być poza strefą euro, tak jak Szwecja, a bliżej centrum i być w strefie euro kompletnie na peryferiach – zauważył. Z kolei profesor Maciej Walkowski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu dodał, że faktowi nieposiadania wspólnej waluty zawdzięczamy wyjście suchą stopą z kryzysu w 2008 roku, co potwierdzają nawet ekonomiści będący zwolennikami przystąpienia Polski do euro. – To jest jedna z zalet, przy tych wszystkich mankamentach, że jak na razie w strefie euro nie jesteśmy – stwierdził Walkowski.
Podczas debaty przytoczono statystyki ukazujące, że wśród pięciu najszybciej rozwijających się państw unijnych, cztery posiadają waluty narodowe. Zwolennicy jak najszybszego przyjęcia euro argumentowali jednak, że w UE jest więcej krajów, które pozostają poza strefą euro, a przecież ostro odczuły kryzys, tak więc zależy to od polityki, a nie od posiadania lub nieposiadania wspólnej waluty. Różnice zdań odnośnie tempa przystępowania do unii walutowej można było zaobserwować także wśród uczestniczących w ostatnim panelu przedstawicieli partii politycznych. – Możemy wzmacniać integrację, ale tylko wtedy, kiedy będziemy gotowi na poszczególne etapy tego zacieśnienia. Dziś polska gospodarka nie jest na tyle silna, by wprowadzać euro do Polski – utrzymywał dr Jan Mosiński, poseł na sejm RP z ramienia PIS. Z kolei posłowie Artur Gierada z PO i Marek Sowa z Nowoczesnej opowiadali się za jak najszybszym przyjęciem eurowaluty.
Zwrócono uwagę na potrzebę racjonalizacji mówienia o strefie euro w kategorii rzeczywistych konsekwencji i rzeczywistych prognoz. Nawet uczestniczący w dyskusji paneliści odczuwali pewien niedosyt wiedzy na temat bilansu zysku i strat z uczestnictwa w unii walutowej. – Nie potrafię osobiście zdecydować, bo to trzeba policzyć. O tym powinni zdecydować fachowcy, a nie: politycy – twierdził dr Andrzej Mochoń, prezes zarządu Targów Kielce, reprezentujący głos biznesu. Wokół wspólnej waluty narosło wiele mitów, a jednocześnie społeczeństwu nie została zaprezentowana precyzyjna diagnoza skutków bycia i niebycia w eurozonie. Siły polityczne powinny prowadzić dialog ze społeczeństwem w tej kwestii. Dziś aż 72% dorosłych Polaków deklaruje, że jest przeciw podjęciu przez Polskę starań o uczestnictwo w unii walutowej. Według Sasińskiej-Klas stanowi to niepokojący sygnał społeczny – prognozę ostrzegawczą, pokazującą, że świadomość, wiedza i edukacja ekonomiczna społeczeństwa jest w słabej kondycji. Trzeba to brać pod uwagę, bo jeśli nie ma klimatu na euro, politycy przeciwni temu procesowi będą to wykorzystywać dla swoich celów politycznych.
Więcej czy mniej integracji?
Również kierunek, w jakim powinna pójść modernizacja Unii Europejskiej, zaowocował różnicami zdań zwłaszcza wśród polityków. – Przyszły kształt Unii to Europa ojczyzn, z poszanowaniem roli parlamentów narodowych. To siła kontynuacji dobrego procesu, któremu na imię Europa – twierdził Mosiński. Z kolei Gierada opowiadał się za budowaniem wspólnej armii i wspólnej polityki zagranicznej UE, na co zwrócił także uwagę w swym wystąpieniu Prawda. Większej integracji, przyjmowania wspólnych polityk i solidarnego ich realizowania oczekiwałby także Sowa. – Opowiadam się za wzmocnieniem integracji po to, aby Polska była jednym z krajów mających wpływ na politykę tego stumiliardowego rynku bez granic. Poseł Jacek Wilk ze Stowarzyszenia Kukiz’15 podkreślał konieczność zagwarantowania silnej roli Polski w Europie. – Polska zawsze była częścią cywilizacji zachodniej, której wyznacznikiem jest UE. Czterdzieści lat powojennych, które pozbawiło nas dostępu do wolnego rynku, do wolności, do demokracji, sprawiło, że lgniemy do tej Unii, tylko obawiamy się, że jesteśmy traktowani jako petent drugiej kategorii, a tego nie akceptujemy – podkreślił. Profesor Zbigniew Czachór z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu zaproponował wszystkim polemistom na zgodę niezwykle nośne hasło: „Silna Polska w silnej Unii Europejskiej”, co jego zdaniem da się pogodzić. Zauważył też, że różnice między federacją a konfederacją, eurorealizmem a euroentuzjazmem są płynne.
Wyjaśnienia pojawiających się w dyskusji koncepcji podjął się Czaputowicz. Głos za popieraną przez przedstawicieli PIS i KUKIZ’15 „konfederacją” to głos za uznaniem w integrującej się Europie wiodącej roli państw, które ciągle pełnią ważne funkcje: egzekwują prawa, wprowadzają porządki, są źródłem ładu społecznego, dysponują ważnymi zasobami materialnymi, zapewniają infrastrukturę gospodarczą, dbają o dobra publiczne, takie jak własność, edukacja, służba cywilna, są źródłem zbiorowej tożsamości społeczeństwa, zaspokajają potrzebę przynależności, a wreszcie są gwarantem różnorodności społeczności międzynarodowej. Z kolei w przypadku popieranej przez reprezentantów PO i Nowoczesnej „federacji” należałoby poczynić zastrzeżenie, że warunkiem tego systemu jest równość państw, a w UE mamy do czynienia z brakiem tej równości.
Ciekawą obserwację zwłaszcza w kontekście Białej Księgi UE poczynił Barcz. – Wśród scenariuszy Junckera nie znalazła się fragmentacja – czyli jeszcze nie rozpad Unii, ale już tak duży podział między poszczególnymi grupami państw członkowskich, że trudno będzie mówić o spójności procesów integracyjnych. Profesor zauważył, że metoda wspólnotowa należy do przeszłości. Unia jest wewnętrznie zróżnicowana, co nie jest zresztą niczym nowym, ponieważ od dawna istnieje unia gospodarczo-walutowa czy strefa Schengen, w których nie uczestniczą wszyscy członkowie wspólnot. Jednak obecnie skala wyzwań związanych z tym zróżnicowaniem wykracza poza to, co się do tej pory działo. Ważny postulat zgłosił Czachór – żeby nie lekceważyć roli parlamentów narodowych, nie traktować ich jako siły hamującej integrację europejską. Parlamenty powinny zostać włączone w system decyzyjny jeszcze bardziej, niż do tej pory, ponieważ stanowią ogromną siłę wpływu.
W trakcie dyskusji poruszano także kwestię roli Niemiec – chcianego lub niechcianego hegemona w UE, pozycji Unii w globalnej gospodarce oraz wobec rosnącej potęgi gospodarczej Chin. Jednym z tematów było także wzmocnienie młodych przedsiębiorstw typu start-up, które mają bardzo duże znaczenie z punktu widzenia wspierania innowacyjności.
Koniec roamingu na plus, biurokracja na minus
Na zakończenie konferencji sporządzono subiektywny bilans słabości i korzyści UE. Po stronie słabości zanotowano: nadmierną biurokratyzacja i nasycenie regulacyjne, dominację niektórych państw, brak solidarności europejskiej w imię realizacji partykularnych interesów czy słabość militarną oraz podatność na ataki zewnętrzne i wojnę hybrydową. Po stronie korzyści wymieniono: zniesienie szeroko rozumianych barier, roamingu, stworzenie mechanizmów wparcia dla przedsiębiorczości, w przypadku Polski – umożliwienie spektakularnego rozwoju i nadrobienia cywilizacyjnych zapóźnień wyniesionych z poprzedniego systemu.
Ciekawy głos w dyskusji wniósł w tym miejscu Adam Jarubas, marszałek Województwa Świętokrzyskiego, patron honorowy konferencji. Podkreślił, że z pozycji samorządowca Unia Europejska równa się wyższemu poziomowi kultury instytucjonalnej. – Unijne wzorce w zakresie subsydiarności, większej partycypacji społecznej i kultury administracyjnej doprowadziły do tego, że nawet w kwestiach planowania czy realizacji strategii w lokalnych samorządach pracuje się inaczej. Z kolei na pytanie, jak zwiększyć efektywność Polski w UE, marszałek odpowiedział: – Więcej pragmatyzmu, szukanie sojuszników, a nie wrogów, mniej obrażania się i obrażania innych.
WIĘCEJ INFORMACJI NA TEN TEMAT <<==>> LINK
materiał: Komisja Europejska Przedstawicielstwo w Polsce
tekst: Wydział Prasy Komisja Europejska Przedstawicielstwo w Polsce
opracowanie: Radiobiper Biała Podlaska