Obecnie święconka ma wymiar jedynie symboliczny, symbolizuje zdrowie, płodność, szczęście i dobrobyt rodziny. Tradycja ta zachowała się doskonale do naszych czasów, choć w dawnej Polsce święcone były znacznie bardziej obfite, a jego przygotowanie wymagało znacznie więcej pracy.
Zanim cofniemy się aż do XVI wieku, spójrzmy trochę bliżej do czasów naszych dziadków i pradziadków, kiedy święcone nie było tylko symbolicznym koszyczkiem. Pokarmy zwane święconym przygotowywane były już co najmniej tydzień wcześniej, gospodyni szykowała specjalną zastawę stołową, aby według zwyczaju najbliżsi, przyjaciele, znajomi byli należycie ugoszczeni i do tego oczywiście suto. Każda gospodyni musiała wkładać mnóstwo pracy w przygotowania święconego, a budżet domowy bywał w tym czasie nieźle nadszarpnięty wydatkami. Jednak grosza nie skąpana na przygotowanie święconego, co znamy i dziś. Powiedzenie „zastaw się, a postaw się” nie bez kozery jest aktualne do dziś. Po tygodniowych przygotowaniach w Wielką Sobotę ustawiano wszystkie potrawy na stołach. W zależności od zamożności domu znajdowały się na nich baby, placki pieczone normalnie jak i tzw. „parzone” lub piaskowe, przystrajane lukrem lub konfiturą w wymyślne wzory. Do tego posypywane makiem mazurki o różnych kształtach i smakach. Na stoły wędrowały również szynka i kiełbasa, jagnię lub prosię pieczone, pieczenie cielęce i wołowe, sosy, zaprawy oraz oczywiście jaja na twardo, często okraszane w rozmaite wzory i kolory, którymi dzielono się życząc sobie, tak jak i dziś „Wesołego Alleluja”.
W czasach Mikołaja Krzysztofa Sierotki Juliusz Słowacki w swoich „Preliminariach peregrynacji do Ziemi Świętej” tak opisuje w sposób humorystyczny święcone obchodzone przez Radziwiłła:
„… Przez cały Wielki Tydzień, poszcząc i susząc, pokrzepiałem się jedynie, łykając pył książek, które w księgarni J.O. księcia że były długo nieczytane, prochem i kurzem leżały okryte. W Sobotę Wielką, gdy pan Harmider z działami i puszkarzami wyruszał na rezurekcję, udałem się także do Nieświeża, abym przytomny był letycji (radości. przyp autora). Rezurekcja odbyła się, jak należy – książę pan z przyjacielem swoim, J. P. Abrahamem Duninem , podczaszym litewskim, klęczeli w pierwszej ławce, karmazynami wybitej, a w procesji nieśli baldakin nad celebrantem a dziedziniec obszerny przed kościołem, wysłany makatami i liściem ajeru, wydawał się jak łąka kwiecista…
Po skończonej rezurekcji, gdy już było około północy, a my wszyscy zebraliśmy się około księcia pana, skończywszy pacierze, obrócił się do nas, i mówiąc: „Christos woskres” (Chrystus Zmartwychwstał, przyp. autora), całował się ze wszystkimi, poczem zawołał: „Moście Panowie… proszę za mną w bramy na litanję”. Mówiąc to piechotą udał się przez miasto do jednej z bram, gdzie był obraz Matki Boskiej. Brama była wąska i ciemna jak spelunka, a jedna tylko lampa wisiała przed obrazem; tam na gołych kamieniach klęknął J. O. książę z aksamitną czapką pod pachą, a my wszyscy klękaliśmy rzędem, wtenczas małe pacholę, sierota, którego książę chował przy sobie i bardzo lubił dlatego , że on mu młodzieniec grał na lutni i pięknie śpiewał, wystąpiło w białym ubraniu i klęknąwszy przed J. O. księciem, twarzą do Matki Boskiej, zaintonowało głosem prawie słowiczym w którym coś niby płakania było i radości:
Regina coeli leatare alleluia,
Quia quem meruisti portare alleluia,
Resurrexit sicut dixit alleluia
(Ucieszysz się Królowo niebieska,
ponieważ zmartwychwstał, jak obiecał,
Ten którego godna byłaś zrodzić. Alleluja – przyp. autora)
W zamku czekał nas aspekt niespodziewany. Skoro bowiem otworzono drzwi do pierwszej sali, zaleciało nas powietrze i aura przesiąkła zapachem Święconego, które urządził kucharz pierwszy. J. O. księcia, Włoch, Loga, ku krotochwili i zabawie, w pierwszej bowiem sali stały trzy pasztety olbrzymiego kształtu, które ujrzawszy, książę zawołał: „Mości panowie, do ataku!”. Co wymówiwszy, zdjął z pierwszego pasztetu czapkę, i wyleciało z niego mnóstwo żywych kuropatw, jemiołuch, gołębi, jarząbków ortolanów, które potłukłszy okna, powylatywały na dziedziniec – gdzie jeszcze długi był ogon szlachty, cisnącym się za księciem panem, a ci że wielu było uzbrojonych w fuzje, zaczęli ow ptactwo strzelać wlot, tak, że czasami wlatywał szrut do sali i spadał gradem, od pułapu odbity, na nasze łysiny – lecz że okna były wysokie, żadnemu z nas to nie szkodziło. Tu książę przyzwał kucharza do sali zaczął go mocno sztrofować za to, że nie dopiekł zwierzyny kucharz się tłomaczył po włosku, a że mi ten język nie było obcym, zrozumiałem, co mówił, co się w drugich pasztetach okaże.
Albowiem pytany kucharz, co się znajdowało w wielkiej piramidzie, stojącej na prawo, odrzekł księciu panu, iż upiekł w niej całego Laokonta z wężami – a gdy to wytłomaczyłem szlachcic, a znajdowało się wielu, którzy znali historję Eneasza, przez Wirgiljusza rymem zwieńczoną, wszyscy wyglądali owego Laokonta w zdziwieniu. W tem J. O. książę, wziąwszy ze ściany buławę żelazną, nabitą gwoździami, dał tak piramidzie, aż się rozleciała – i ujrzeliśmy siedzącego w ruinach pasztetu karła, w cielistym ubiorze, któy był skrępowany kiełbasami, jakby św Laokont właśnie pasujący się z gady Minerwy.
– A i ten żyje! krzyknął z gniewem książę.
Na to kucharz Loga niby zawstydzony odezwał się :
Decoctus erat set resurrexit (był ugotowany lecz ożył – przyp. autora)
– Może to być – rzekł pan Sierotka – a w trzecim pasztecie co?
Na to kucharz odpowiedział po włosku iż była tam Andromeda, przykuta do skały łańcuchami, a smokowi oddana na pożarcie.
Jakoż i po rozbiciu trzeciego pasztetu, znaleźliśmy karlicę księcia tak nazwaną Dianę, która święconemi salcesony przywiązana była za ręce do pasztetu, a przed nią leżał ogromny szczupak, mający zamiast własnej, głowę dzika, a paszczękę otworzoną, która bez wątpienia karlicy owej mogła być grobem…
Nie mając już co robić w pierwszeowej sali, gdzie już tylko smok i owe salcesony, któremi były skrępowane karły mogły być ku pożywieniu, weszliśmy za księciem panem do sali drugie, gdzie już czekały na nas niewiasty i małżonki owych panów, którzy byli do księcia na Święcone sproszone…
Kazawszy sobie podać jaja, składał życzenia pełne afaktu – a nareszcie i piastunce swojej, która w kącie stojąc, płakała z rozczulenia, podał talerz i pocałował w chude ręce staruszkę, która go wzięła za głowę i uścisnęła, jak dziecko swoje…
Książę pan sam nieco rozczulony, rzekł do nas:
– M. panowie, może to ostatnie święcone, które będę pożywał z wami … ale niech to was, miłościwi panowie, nie pozbawia apetytu – proszę się rozgościć.
Obróciliśmy wtenczas oczy na Święcone, a było na co patrzeć, albowiem i tu pod prezydencją księcia kucharz wszystko tak urządził, że nietylko apetytowi, ale i myśli było przyjemnem. W sali tej albowiem, wśród mnóstwa drzew, z miodu lipcowego była sadzawka, z wyspą, zielonym owsem pokryta, na której się pasł święty baranek z chorągwią, mający oczy z dwóch karbunkułów (pół szlachetny kamień – przyp. autora) , ze skarbca J. O. księcia wyjętych, które błyszczały niezmiernie. Do tego baranka godziło czterech dzików okropnej wielkości, upieczonych całkowicie a dwanaście jeleni ze złoconemi rogami w różnych pozytarach wyskakiwało z lasu, który był z drzew pomarańczowych, różnemi konfektami obrodzonych. Gdy tu same mięsiwa, to w przyległej komnacie były ciasta i napoje, niemniej misternie ułożone. Nie lasy tam, ale baby podobne skałom nosiły na głowach z migdałowych murów grody i fortece; coś nawet podobnego Jerozolimie było albowiem wśród cukrowych domów ukryte ananasy szaremi naśladowały palmowe drzewa, a w bramach zaś figurki cukrowe w szmelcowych pancerzach z krzyżami czerwonemi na piersiach, jako jerozolimscy rycerze za czasów Godfreda, stali na straży…
Nie będą tu opisywał mnogości różnej konwi (duże naczynie – przyp. autora), roztruchanów ( duży, srebrny puchar o kształcie zoomorficznym np. orła, pawia, sowy, lwa – przyp. autora) czar złotych i srebrnych, i kryształów, i win różnych, i miodów, i małmazjów, które się tam obficie znajdowały, a żem się i tak nadto długo nad opisaniem rzeczy tych zastanowił, to może dlatego, iż nieraz później, w pustyniach głód cierpiąc, wspominało się na owo święcone niejakim żalem i z chciwością nieprzystojną filozofowi”.
[zachowana oryginalna pisownia ]
Święcone z iście Radziwiłłowskim rozmachem!
materiał: Ciekawostki
grafika: Święcone XIX wieczny drzeworyt Michała Elwiro Andriolliego / Wikipedia
zdjęcia: Jakub Sowa
źródło: Podlasiak, nr 12-13, 20 kwietnia 1930 r.