Kolonia letnia Polskiego Towarzystwa Teozoficznego w dawnym dworze.
Dwór w Mężeninie dla założonego w Warszawie w 1921 roku Towarzystwa przekazuje w części hrabina Kazimiera Broel-Platerowa. Potem Towarzystwo odkupuje pozostałą część dworu i zakłada w nim Spółdzielnię Kultury Rolnej i Kolonii Letnich. O samym dworze możemy się dowiedzieć ze wspomnień bywalców letnisk. Aniela Uziemiło – córka Adama Uziemiło, polityka i działacza PPS wspomina: „Dwór wydawał się stary – o grubych murach i potężnych przyporach po bokach. Mieściła się tu duża sala, służąca w dni deszczowe lub chłodne jako jadalnia, stale – jako świetlica. Obok niej były pomieszczenia biurowe, na piętrze kilka pokoi dla gości , a na parterze kuchnia i inne pomieszczenia gospodarskie. […] Poniżej dworu, już wśród drzew, wybudowano drewniany pawilon , z pokoikami dwu- lub trzyosobowymi, z których wchodziło się na okalające cały dom werandkę. No i chatki. To była chluba Mężenina: uplecione z gałęzi, pokryte słomianym dachem. […]”. We wspomnianych jednoosobowych chatkach spali goście przyjeżdżający na kolonie.
Medytacja, dyskusje, gry i zabawy.
Każdy, kto tu zamieszkał musiał dostosować się do rozkładu dnia. „Wstawanie o 6:00, mycie i kąpiel przeważnie w Bugu, potem na leśnej polanie (…), rytmika oddechowa systemem Burtona, polegająca na właściwym oddychaniu i koordynowaniu go z ruchem, następnie indywidualna medytacja. Śniadanie od 8:00 do 8:30. Od 9:00 do 10:30-11:00, poprzedzone chwilą skupienia, wykłady i dyskusje. Po nich czas wolny do obiadu. Większość szła nad Bug, by popływać i korzystać z plaży. O 13:00 obiad (…). Po obiedzie czas wolny na czytanie, spacery, gry, zabawy, sport (siatkówka, dysk, oszczep, łódź, kajak). Kolacja o 19:00, po której śpiewy, słuchanie muzyki gramofonowej itp. Czasem na polanie rozpalano ognisko, przy którym śpiewano lub siedziano w ciszy. Potem spanie, od 22:00 cisza” – wspomina Władysław Bocheński.
Osobliwe zwyczaje i wyjątkowa atmosfera.
We dworze panuje atmosfera otwartości, poszanowania, bliskości i swobody. Jego mieszkańcy kierują się zasadami braterstwa, nie zważając na narodowość, płeć, wyznanie. Kontemplują i prowadzą rozważania na temat religii, filozofii i nauki. Próbują odkryć nieznane prawa człowieka, jak i ukryte w nim siły. Członkowie kierują się tymi zasadami i dewizą, mówiącą, że „Nie ma Religii wyższej nad Prawdę”. Przynależność do Towarzystwa nie nakłania ich do porzucania swojej religii, zgodnie z zasadami można być dobrym chrześcijaninem, buddystą, czy mahometaninem i być jednocześnie teozofem. Teozofia stawia na pierwszym miejscu wiedzę ducha, który jest największą indywidualnością każdego człowieka, a umysł i ciało traktuje tylko, jako jego narzędzia. „Był to cudowny zakątek. Na skraju parku ze starymi dębami i lipami znajdował się dwór, a w pobliżu lasy. W dworze organizowane były kolonie dla członków PTT, nie tylko dla wypoczynku w otoczeniu wyjątkowo pięknej przyrody, z dala od miasta i od różnych letnisk, ale i dla studiowania i omawiania zagadnień związanych z teozofią i życiem” – pisze Władysław Bocheński.
Biorąc pod uwagę ówczesne czasy oraz odległość osady od dużych miast, życie tutejszych wczasowiczów dla wielu – zwłaszcza miejscowych, wydawało się mocno osobliwe, by nie powiedzieć kontrowersyjne. Dość niecodzienny był np. jak na tamte lata obowiązujący styl ubierania się. Zgodnie z panującym w dworze obyczajem, wczasowicze ubierają się „lekko i zwiewnie”. Mężczyźni wkładają jedynie krótkie szorty i koszule, panie ubierają stroje gimnastyczne, szlafroki i piżamy. „Ten obyczaj początkowo nieco gorszył wieś. Ale z czasem miejscowi się do niego przyzwyczaili” – wspomina Aniela Uziemiło. Jeżeli chodzi z kolei o kuchnię, to podaje się jedynie potrawy jarskie, na stołach są jarzyny, owoce, surówki, czy miód. Jeżeli ktoś preferuje mięso, musi samemu je zdobyć na własną rękę od gospodarzy. Nie było to zakazane, lecz traktowano to jako „sprzeniewierzenie się miejscowym obyczajom”.
Informacje o dość swobodnym stylu życia w dworze docierają także poza okolice Mężenina. Redakcje warszawskich gazet donoszą w latach 30-tych o „bulwersującej kolonii nudystów”. Była to oczywiście przesada, ówczesna forma „taniej sensacji”, jednak te i inne podobne „rewelacje” utrwaliły się i dziś funkcjonują w postaci legend i różnych opowieści o potajemnych okultystycznych spotkaniach loży masońskiej, dzikich orgiach i gorszących obyczajach odwiedzających dwór gości.
Janusz Korczak – wyjątkowy mieszkaniec dworu.
Korczak mieszka na stałe we dworze w latach 30-tych. Zajmuje jeden z pokoi na pierwszym piętrze. Dużo pisze i w razie potrzeby zajmuje się dziećmi aktualnych mieszkańców dworu. Janusz Brzozowski, również bywalec kolonii letnich w Mężeninie o Korczaku wspomina: „Z licznego grona Korczak wyróżniał się nie tylko wiekiem i lekko przygarbioną postacią, ale i ubraniem. Wbrew letniej modzie było ono czarne, z lichego materiału i szyte chyba też przez lichego krawca. Mówił nieco z przystankami, trochę chropowatym głosem. Miał dużo słuchaczy, na przykład przy swoich opowieściach z okresu I wojny światowej czy o pociągu sanitarnym. Był swoistym abstraktem. Na przykład w któryś pogodny dzień szczególnie narzekał na panujący upał. Okazało się, że oprócz zwyczajowego czarnego ubrania ma na sobie ciepły podkoszulek i podobne kalesony. Tuż z prawej strony domu, na linii frontu, na malutkim pagórku rosło stare potężne drzewo liściaste, pod którym Korczak zbierał nas, czyli dzieciarnię na konsultacje tego, co pisał. […]”
Koniec arkadii.
Wiemy, że ośrodek istniał jeszcze po II wojnie światowej, wspomina o tym notatka urzędu bezpieczeństwa z 1949 roku. „Ośrodek ten [w Mężeninie] istnieje i działa w chwili obecnej, nie jest jednak reklamowany. Jest on wykorzystywany przede wszystkim dla wczasów okultystów z różnych szkół, a zarazem jako miejsce kontaktów ideowych. Prawdopodobnie ośrodek ten jest wykorzystywany także jako miejsce dla zebrań i zjazdów ogólnopolskich masonerii okultystycznych. […]”. Po 1949 roku dwór przejmuje Wojewódzka Rada Narodowa w Warszawie, która następnie przekazuje go Związkowi Gminnych Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Warszawie. Później w budynku dworu mieszczą się różne instytucje, w tym działająca do 1999 roku szkoła. Obecnie zespół dworsko-parkowy jest w rękach prywatnych.
Źródło: art. Daniel Bargiełowski, „Mężenin teozofów”, Kwartalnik „Karta” nr 88/2016; Aniela Uziembło, Mężenin, mps, Archiwum OK.
Zdjęcie wprowadzające: Goście Mężenina, lata 30-te, fot. arch. Anieli Uziembło
Jedna odpowiedź
Szkoda, że aktualnie nie istnieje chyba takie Towarzystwo bądź pod inną nazwą ale o takim samym charakterze.