Stanisław August Poniatowski urodził się w 1732 roku w Wołczynie położonym około 12 km na południe od Wysokiego Litewskiego, a dokładnie mówiąc w tutejszym nieistniejącym już piętrowym budynku dawnego archiwum wchodzącego w skład dawnego majątku Czartoryskich, którzy byli poprzednimi właścicielami Wołczyna i okolicznych dóbr przed Poniatowskimi. Budynek ten stał według przekazów do końca XIX wieku, a o fakcie narodzin w nim króla informowały pamiątkowe tablice. Według podania do tego czasu na piętrze utrzymywano niezmienione wyposażenie pokoju “królewskiego”. Wiemy też, że kiedy Stanisław August został królem odwiedzał swój rodzinny majątek, kroniki zapisały jego pobyt w Wołczynie m.in. w 1777 roku. Z Wołczynem związana będzie również jego pośmiertna wędrówka.
Pogrzeb pierwszy
Ostatni król Polski zmarł, jak wiemy z historii w Sankt Petersburgu w 1798 r. Uroczystości pogrzebowe trwały w mieście aż 13 dni, zdecydował o tym podobno sam Car Rosji Piotr, który uważał się za jego syna, będąc owocem związku z jego matką Katarzyną II. Podczas uroczystego pogrzebu hołd Poniatowskiemu składali niemal wszyscy przedstawiciele całej Europy. Cały przebieg pogrzebu króla dobrze opisał kronikarz i historyk Jerzy Kitowicz. “ W kilka dni po śmierci wyprawił mu car pogrzeb arcywspaniały, Najprzód przy obrzędach duchownych w pałacu Marmurowym, w którym mieszkał i umarł ten król , ciało jego wystawione było publicznemu widokowi na paradnym łożu. W dzień eksportacji dwaj senatorowie moskiewscy przystąpili do trupa, podnieśli mu głowę, na którą car włożył koronę, potem kropidłem podanym od arcybiskupa, czyli metropolity ruskiego, pokropił ciało , tymże kropidłem z ręki do ręki porządkiem godności podawanym w kolei pokropili go wszyscy biskupi i senatorowie (…). Przełożono ciało w trumnę, włożono na wóz pogrzebowy, prowadzono do kościoła katolickiego w asystencji cara, przy trumnie z gołą szpadą na dół spuszczoną na koniu jadącego. Senatorowie i ministrowie rosyjscy otaczali trumnę, którą duchowieństwo ruskie i łacińskie śpiewaniem kapelą przeplatanym poprzedzało. Rycerze w zbrojach srebrnych, dywizje wojskowe najcelniejsze, rumaki od ręki prowadzone w żałobnych nakryciach paradowały w tej procesji; liberia carska w żałobie, nieboszczykowska zaś w galowych sukniach, na części podzielona dziwną miksturą smutku z wesołością szła za trumną; 18 tysięcy wojska formowało z obu stron ulicy linie od pałacu Marmurowego, aż do kościoła. Kościół cały wewnątrz obity był żałobą i na niej lamą srebrną, castrum doloris przyozdobione przepysznie rozmaitymi figurami, herbami nieboszczyka i orłami białymi. Zgoła niczego car nie opuścił, co mogło uczynić ten pogrzeb najwspanialszym…”.
Trumna z ciałem króla spoczęła w podziemiach petersburskiego kościoła św. Katarzyny.
Pogrzeb drugi – pod osłoną nocy
Król spoczywał w spokoju sto czterdzieści lat do roku 1938. W tymże roku władza radziecka pod pretekstem przebudowy centrum Leningradu i planów zburzenia świątyni św. Katarzyny postanowiła zwrócić Polsce szczątki monarchy. Miało to się odbyć w połowie lipca 1938 r. Decyzję o przeniesieniu ciała do Wołczyna podjął prawdopodobnie premier Sławoj – Składkowski, który na polecenie prezydenta Mościckiego miał zająć się tą sprawą. Wiadome było, że premier uważał ostatniego króla za zdrajcę i marionetkę w rękach kochanki Katarzyny II i tym samym było mu na rękę, aby miejsce pochówku znajdowało się gdzieś na uboczu, gdzie pamięć o nim skazana byłaby na zapomnienie. Wołczyn, gdzie król się urodził spełniał ten warunek znakomicie.
Cała operacja przetransportowania trumny z królem odbyła się w tajemnicy. Proboszcz z parafii w Wołczynie Antoni Czyszewicz choć musiał milczeć o tej sprawie zadbał o to, aby król pochowany był z należytą godnością. Zlecił m.in. wykonanie polichromii w niszy, gdzie miała spocząć trumna z królem. Ich wykonawcą był student krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych Józef Charyton, mieszkaniec nieodległego Wysokiego Litewskiego. Po latach tak opisywał całą sprawę: “Proboszcz oprowadził mnie po kościele, mocno opuszczonym i można powiedzieć ubogo wyposażonym (…). Jedna z nisz – jak się weszło po prawej stronie – była zawalona rupieciami (…) Całe konserwatorsko – remontowe zainteresowania księdza proboszcza ograniczały się do tej właśnie jednej, zagraconej niszy. Jemu też musiało być głupio , że ściągał mnie z Wysokiego do tak nędznej pracy, bo dla kurażu co chwila pociągał z butelki z likworem na gardło, którą zawsze nosił przy sobie (…). Stękał bez ładu i składu, że dostał nakaz…że to jego obowiązek…że kuria…że władze… Wreszcie wydusił z siebie, że chodzi o oczyszczenie i wybielenie owej nieszczęsnej niszy(…). Najpierw zrozumiałem, że księdzu chodziło o najtańszy kosztorys prac. Później wyszło, że ma to być coś w rodzaju grobowca – i bogato i wspaniale. Przy rzucanych na papier szkicach projektów rósł apetyt proboszcza na coraz lepsze ornamenty i wszystko miało być dokładnie w stylu epoki stanisławowskiej, nawet inicjały króla Stanisława kazał mi wyrysować (…). Ale o rzeczy najważniejszej – o przeznaczeniu omawianej niszy pary z ust nie puszczał”. O przeznaczeniu niszy artysta dowiedział się dopiero pod sam koniec prac.
Trumna do Polski podróżowała pociągiem w specjalnej drewnianej skrzyni o której zawartości nikt nic podobno nie wiedział. Skrzynia została wyładowana na stacji kolejowej w miejscowości Stołpce. Ku zdziwieniu kierownictwa stacji po zerwaniu pieczęci konsularnych i zajrzeniu do skrzyni ujrzano zwłoki w koronie. Szybko zawiadomiono o zdarzeniu Warszawę, skąd przyszło polecenie, aby paczkę dostarczyć do Brześcia. Według relacji trumna otwarta i niestrzeżona stała jednak na bocznicy stacji co najmniej przez dwa dni. To prawdopodobnie wówczas skradziono pozłacaną koronę podarowaną podobno przez samego cara Pawła I. Z Brześcia trumna została odprawiona pod osłoną nocy w specjalnie doczepionym do pociągu osobowego wagonem w kierunku Wysokiego Litewskiego. Na pociąg na stacji czekała policja, która zabezpieczyła miejsce usuwając z peronów wszystkich pasażerów i postronnych gapiów. Józef Bandrys, będący świadkiem całego zdarzenia, któremu udało się przedostać w czapce kolejarza tak opisywał całe zdarzenie: “Wagon odłączono i postawiono na bocznicy jednego z torów, a pociąg osobowy z kilkuminutowym opóźnieniem ruszył dalej do Czeremchy. W dokładnym opracowanym scenariuszu odbioru zwłok królewskich policja wszystko załatwiała sama. Trzeba było przepchać wagon bliżej stacji i schodów prowadzących z peronu – przepchała sama; trzeba było wynieść ciężką trumnę drewnianą, w której była metalowa (srebrna?) – sama wyniosła (…). Policjanci wzięli trumnę na ramiona i ponieśli ją przez tory i peron na placyk parkingowy dla miejskich dorożek , gdzie po lewej stronie, pod dachem rozłożystych kasztanów, stały te dwie ciężarówki przybyłe z Brześcia nad Bugiem. Do jednej z nich załadowano trumnę, a na ławkach z obu jej stron zasiadło sześciu uzbrojonych w karabiny policjantów jako królewska straż przyboczna. (…). Dwa wozy, przykryte plandekami, bezszumnie ruszyły w stronę Wołczyna (…). Takie oto powitanie zgotowała Rzeczpospolita swemu ostatniemu pomazańcowi, powracającemu z wygnania do ojczyzny: zamiast uroczystości pogrzebowych z udziałem przedstawicieli całego narodu – wstydliwie skrywana pod osłoną nocy sekretna akcja policji; zamiast reprezentacyjnych żałobnych ekwipaży – dwie brudne policyjne budy, kryte łatanymi plandekami!”.
Świadkiem złożenia trumny do niszy w wołczyńskim kościele oprócz eskorty był tylko proboszcz Czyszewicz. Według zachowanych dokumentów wiadomo, że skrzynia z trumną ważyła około 600 kilogramów i nie zmieściła się w przygotowanej krypcie, dlatego postawiono ją w jednej z nisz kościoła, starannie zabezpieczając, a urny zawierające serce i wnętrzności króla złożono w krypcie. W niszy zamontowano metalową kratę, odgradzając swobodny dostęp do trumny. Polska Agencja Telegraficzna w swoim lakonicznym komunikacie podała wówczas do prasy jedynie krótką informację o przewiezieniu zwłok króla do Polski i pochowaniu ich w Wołczynie.
Sprawa szybko poruszyła opinię publiczną i nabrała ogólnopolskiego rozgłosu. W całym kraju rozgorzała dyskusja nad postacią ostatniego polskiego króla. Wypowiadali się wówczas publicznie znani historycy i intelektualiści. Jedni kategorycznie posądzali go o zdradę, zarzucali mu sprzedajność kosztem upadku Polski, inni widzieli w nim zasłużonego reformatora, współtwórcę Konstytucji 3 maja, mecenasa kultury, osobę dzięki której mogła zachować się w narodzie tożsamość narodowa w najgorszym okresie zaborów. W czasie trwania dyskusji szybko ruszyła w eter idea godnego pochowania króla i przeniesienia jego zwłok na Wawel lud do Warszawy. Ostateczną decyzję nie zdążono jednak podjąć, wybuchła II wojna światowa.
Jedna z mieszkanek Wołczyna, tak opisuje niszę z trumną króla na chwilę przed wybuchem II wojny światowej: “Przez otwarte drzwi krypty, za żelazną kratą stała duża trumna. Wewnątrz niej była jeszcze jedna ze szklanym wiekiem. Leżał w niej bardzo ładny granatowy mundur , haftowany złotem, ze złotymi okrągłymi epolotami, jeszcze na nim były różne wstęgi, a w miejscu gdzie miała być głowa, leżała sześciokątna czapka z polskim godłem. Dolna część trumna przykryta była ciemnym aksamitem. Pod tym wszystkim mogło być jeszcze coś, bo nowy mundur leżał na wierzchu”.
Drugi powrót króla do Polski
Po wybuchu wojny, już we wrześniu 1939 roku kościół został splądrowany po raz pierwszy przez sowietów a w 1941 roku przez Niemców. W 1944 r. do miejscowości weszły ponownie oddziały radzieckie, których tym razem człon stanowiły karne kompanie, które składały się głównie z kryminalistów. Nie mieli oni więc żadnych skrupułów i rabowali wszystko co się tylko da. Przypuszcza się, że już wtedy trumna królewska mogła zostać obrabowana ze wszystkiego.
Wołczyn po nowym ustaleniu granic znalazł się w sowieckiej strefie. W 1945 roku odbyła się akcja wysiedleńcza wszystkich Polaków w tym proboszcza parafii Czyszkiewicza. Kościół został zamieniony na magazyn nawozów sztucznych. Świątynia wraz z upływem lat niszczała coraz bardziej. W 1979 r. zawalił się dach, magazyn więc zlikwidowano a kościół zaczęła niszczyć jeszcze bardziej miejscowa ludność, która wierzyła w legendy o ukrytych w świątyni królewskich skarbach. Podobno ołowianą trumnę pocięto palnikami a z kawałków drewnianej trumny ktoś zrobił sobie karmnik dla kur. Srebrne urny z sercem i wnętrznościami miała ponoć ukraść miejscowa nauczycielka.
W Polsce już od lat 60-tych grono historyków starało się sprowadzić ciało do Polski, jednak władze komunistyczne ciągle uniemożliwiały to. Przełomem w sprawie był koniec lat 70-tych. W 1979 roku prymas Stefan Wyszyński zgodził się na złożenie doczesnych szczątków króla w krypcie warszawskiej katedry. Sprawa ostatecznie rozstrzygnęła się jednak dopiero pod koniec lat 80-tych. W 1988 roku minister kultury powołał specjalną komisję pod przewodnictwem prof. Aleksandra Gieysztora, której zadaniem było sprowadzenie szczątków króla do Polski. Za zgodą władz radzieckiej Białorusi jeszcze pod koniec tego samego roku w kościele w Wołczynie została przeprowadzona wizja lokalna podczas której zebrano szczątki organiczne oraz fragmenty materiału, które według opinii komisji mogły stanowić części królewskiego pochówku. Komisja otrzymała również dodatkowe szczątki i drobne przedmioty, które zebrało w 1987 roku Państwowe Muzeum BSRR w Mińsku. Całość uzupełnił również plon badań archeologicznych prowadzonych w krypcie w 1989 r. Wśród znalezisk znalazły się szczątki kostne, fragmenty ubioru oraz elementy trumien. W czasie trwania prac sporo elementów pochówku dostarczyła naukowcom również miejscowa ludność.
Pogrzeb trzeci – ostatni
Wszystkie zebrane elementy pochówku zostały sprowadzone do Polski i dokładnie przebadane a następnie złożone do urny i umieszczone w Zamku Królewskim w Warszawie. Zaraz po tym jak szczątki wróciły do Polski, rozgorzała dyskusja, czy aby na pewno są to szczątki króla. Niektórzy świadkowie, którzy byli na miejscu gdzie prowadzone były badania komisji poddawali w wątpliwość, że znaleziono tam rzeczywiście szczątki króla. Jeden ze świadków Maciej Witkiewicz mówił publicznie, że zamiast szczątków króla znaleziono wówczas szczątki… królika. O tym jak było naprawdę, co tam znaleziono i do kogo należało, nie dowiemy się już prawdopodobnie nigdy.
Tak czy inaczej ostatni etap wędrówki króla miał miejsce w 1995 r. Tego roku odbył się trzeci i ostatni pogrzeb Stanisława Augusta a jego domniemane szczątki złożone zostały w trumnie zrobionej na podstawie oryginalnych planów z 1798 roku w podziemiach katedry św Jana w Warszawie. Cała ceremonia miała tym razem należną uroczystą oprawę. Wołczyńska świątynia fundacji ojca króla doczekała się również godnego potraktowania i po wieloletnim remoncie odzyskała dawny blask.
materiał: ciekawostki / Białoruś
zdjęcia: Jakub(OvO)Sowa
zdjęcia archiwalne: http://polesie.org / wikipedia.pl
źródła: J. Molenda, Tajemnice polskich grobowców. Pielgrzymki, ukryte skarby, sensacje i anegdoty; Czar Polesia, Pruszków 2001; pod red. Ł. Zbucki, A. Panko