Jako pierwszy zaprezentował się krakowski kwartet Hard Times, znany z wcześniejszych koncertów w Veronie. Solista Łukasz Wiśniewski zdołał przemeblować skład kapeli i jej styl, dzięki czemu bialska widownia odkryła nową twarz Krakusów. W ich programie nie było wprawdzie czystego bluesa. Wykonali za to eklektyczny program z trzeciej płyty „Siedem”, pulsujący różnymi rytmami: latynoskim flamenco, country, afrykańskim folkiem, a nawet typowo krakowską balladą. Zdaniem odbiorców, słuchało się ich występu z przyjemnością. Hard Times zagrało efektowne utwory pełne szorstkiej liryki, ściskające za gardło i porywające do tańca. Nic zatem dziwnego, że po koncercie Łukasza Wiśniowskiego i jego kolegów otaczał tłum chętnych zdobycia autografu na płycie „Siedem”.
Jako druga zagrała Magda Piskorczyk z trzyosobowym składem sprawnych instrumentalistów . Miałem wrażenie, że tym razem odpuściła sobie popisy, dzięki którym byłaby zapamiętana. Na dużym luzie zaśpiewała utwory kojarzące się z Afryką, rytmy, które być może poruszyłyby miłośników festiwalu muzyki etno. Magda ma „czarny” głos i spore umiejętności instrumentalne. W amfiteatrze niestety nie błyszczała. Być może, jej program miałby wielu zwolenników na festiwalu muzyki etnicznej. Niestety, w warunkach amfiteatru nie sprawdziła się ani jako solistka, ani instrumentalistka.
Rewelacją był natomiast międzynarodowy skład grupy Tribute to Gary Moore. Trudno się dziwić, ten nieżyjący od kilku lat brytyjski gitarzysta docisnął trwałe piętno na historii muzyki rockowej. Genialny technik i nie mniej utalentowany kompozytor – melodyk stworzył utwory, które wciąż są grane przez najwybitniejszych muzyków. Wszak są szalenie rytmiczne, dynamiczne i skrojone na potrzeby sceny. Nieżyjącego gitarzysty reprezentował jego syn Jack Moore (grający wcale nie gorzej od ojca), a towarzyszyli mu polscy instrumentaliści. Razem zagrali genialny koncert, który rzucił publiczność amfiteatru na kolana. Dawno nie słyszano tu tak poruszającej muzyki, zagranej na najwyższym poziomie. Niewątpliwa w tym zasługa wokalisty Szymona Pejskiego i grających niesamowicie gitarzystów: Jacka Moore i Bogdana Topolskiego. Szczególne wrażenie zrobiły dwa złote hity Gary’ego – „Still Got the Blues” i „Parisienne Walkeways”, improwizowane przez blisko 10 minut. Takiego grania dawno amfiteatr nie słyszał. Nic, zatem dziwnego, że grupa musiała bisować ku uciesze publiczności.
– Z podobnymi reakcjami spotykamy się wszędzie, gdziekolwiek się pojawimy – mówił po koncercie najmłodszy w zespole Szymon Pejski. – To już druga nasza trasa po Polsce. Dlatego spróbujemy zrekapitulować ją płytą z akustycznymi wersjami szlagierów Gary’ego Moore. Być może ta wersja nie wywoła takich emocji, jak sceniczne riffy z udziałem gitary Gibson Les Paul, ale melodie przypadną do gustu miłośnikom zgrabnych melodii. Gary Moore tworzył je na poczekaniu – dodaje wokalista Szymon Pejski.
Tegoroczny festiwal przejdzie do historii jako triumf muzyki Brytyjczyka z akcentami wirtuoza gitary Jimmiego Hendrixa. Z okazji 50. ocznicy jego śmierci każdy z wykonawców dołożył własną cegiełkę z repertuaru Mistrza.
materiał: Radio Biper Biała Podlaska
tekst: Istvan Grabowski / Gwalbert Krzewicki
opracowanie: Gwalbert Krzewicki