Istvan Grabowski: Premiera piątej płyty „moMtyle” była wyraźnym sygnałem, w stronę waszych sympatyków, o powrocie energii, jaka towarzyszyła pierwszym nagraniom sprzed kilkunastu lat. Jak ten krążek został przyjęty przez fanów?
Janusz: Znakomicie. Zespół Brathanki sprzedał ponad pół miliona płyt i ma już w swojej kolekcji złoto, platynę i multiplatynę. Teraz czasy się zmieniły, jak ktoś sprzeda 1000 płyt to jest szczęśliwy. Bardziej od platynowej płyty marzy nam się, aby cała Polska śpiewająca nasze piosenki. Z koncertów wnoszę, że tak się dzieje. Wszędzie, gdzie się pojawimy, publiczność śpiewa z nami szlagiery Brathanków. To znak, ze nasze starania nie idą na marne.
Istvan Grabowski: Piosenka „Mamo, ja nie chcę za mąż” robiła furorę na YouTube. Jak wasze nowe utwory przyjmowane są na koncertach? Ciekawi mnie to m.in. dlatego, że ich charakter różni się od wcześniejszych propozycji.
Agnieszka: Bardzo nas cieszy fakt, że piosenka promująca naszą płytę „moMtyle” przypadła słuchaczom do gustu. Jest to dla nas sygnał, że to, co robimy ma sens i daje energię do dalszej przygody z muzyką, czyli komponowania, grania i koncertowania. Jeśli chodzi o nowe piosenki wybraliśmy kilka, które wprowadziliśmy do naszego programu koncertowego. Publiczność dalej tańczy, uśmiecha się więc chyba nowe utwory się podobają.
Istvan Grabowski: Z czym kojarzy się wam sukces?
Agnieszka: Sukcesem jest to, że my i nasi najbliżsi są zdrowi. To, że po piętnastu latach istnienia zespołu ludzie dalej licznie przychodzą na nasze koncerty, chcą słuchać naszej muzyki.
Istvan Grabowski: Zespołów nawiązujących do kultury ludowej, czy etno music, jak się dziś powiada, nigdy u nas nie brakowało. Wspomnijmy choćby Skaldów, No To Co czy Golec uOrkiestra. Niewielu jednak udało się zaskarbić sympatię fanów na dłużej. Co waszym zdaniem decydowało o sukcesie płyty „Ano”?
Janusz: Zespół Brathanki to realizacja naszych muzycznych planów w grupie zaprzyjaźnionych kolegów. Po współpracy z wieloma artystami polskiej sceny, okazało się, że Brathanki dają nam możliwość wykazania się na płaszczyźnie muzycznej, scenicznej i kompozytorskiej, dając jeszcze przy okazji wielką frajdę nam i naszym fanom. Na sukces płyty „Ano!” złożyło się wiele czynników takich, jak: szczerość, radość muzykowania, pozytywna energia, ciekawe kompozycje i aranżacje, ciekawe teksty i to coś, czego nie da się wyjaśnić.
Istvan Grabowski: Czy spodziewaliście się, ze ten krążek czterokrotnie pokryje się platyną?
Janusz: Takich rzeczy nikt się nie spodziewa. To jest właśnie piękne w sztuce, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć pewnych sytuacji.
Istvan Grabowski: Przez pierwsze lata byliście prawdziwymi pieszczochami publiczności i mediów, a zdobytymi nagrodami można by obdarować paru wykonawców. Jednak zmiana solistki zachwiała poważnie pozycją zespołu. Jak oceniacie to z perspektywy czasu? Czy po odejściu Haliny czuliście się jakby mniej komfortowo?
Janusz: Rozstania nie są dobre dla żadnej ze stron. Halina Mlynkova odeszła od nas, ponieważ chciała robić solową karierę poza zespołem, nie wiążąc swojej przyszłości z nami. Taka była jej decyzja i nikt na to nie miał wpływu. Z perspektywy czasu cieszymy się, że taka sytuacja miała miejsce, ponieważ dzięki temu poznaliśmy Agnieszkę Dyk, z którą muzykujemy i cieszymy się muzyką do dziś.
Istvan Grabowski: Mlynkovą zastąpiły prawie z marszu Ania i Madzia, lecz ich związek z zespołem zgasł po nagraniu jednej płyty. Czego wtedy zabrakło – dobrej woli czy pomysłów na dalszą współpracę?
Janusz: Decyzja Haliny o odejściu z zespołu była dla nas wielkim zaskoczeniem. Mieliśmy przed sobą sezon z zakontraktowanymi koncertami. Próba ratowania tamtej sytuacji dwoma wokalistkami okazała się krótkotrwała. Co nie znaczy, że wina była po stronie Ani i Magdy. Obie dziewczyny to świetne wokalistki.
Istvan Grabowski: Znawcy tematu twierdzą, że do przetrwania na rynku dłużej niż jeden sezon potrzeba nie tylko szlagierów, ale i wielkiej odporności psychicznej. Podzielacie ten pogląd?
Janusz: Odporność psychiczna to podstawa, zwłaszcza w czasach dużej popularności a w szczególności dotyczy to tak zwanych (niedoświadczonych) frontmanów, na których spływa cały splendor.
Istvan Grabowski: Praktyka dowodzi, że łatwiej jest zdobyć wysoką pozycję na rynku, niż ją potem utrzymać. Nie wiedzieć czemu, zafundowaliście sobie ośmioletnią ciszę studyjną. Czym była ona podyktowana?
Janusz: Na szczęście cisza studyjna nie szła w parze z naszym grafikiem koncertowym, który zawsze był zapełniony. My też byliśmy już trochę zmęczeni i myślę, że taka przerwa po czasach bardzo intensywnych dobrze nam zrobiła.
Istvan Grabowski: Czy to pokrewieństwo stylistyczne z „góralszczyzną” sprawiło, że postanowiliście nagrać utwory Skaldów w waszej aranżacji? Jak zareagowali bracia Zielińscy?
Janusz: Razem ze Skaldami wzięliśmy kiedyś udział w programie telewizyjnym ” Muzyka łączy pokolenia”. My graliśmy ich utwory, a oni nasze. Tak zrodził się pomysł, żeby to utrwalić i zapisać na krążku. Bracia Zielińscy na ten pomysł zareagowali pozytywnie, a Jacek nawet zaśpiewał w jednej piosence w duecie z Agnieszką i z nami w chórkach.
Istvan Grabowski: Od kilku lat ozdobą waszego zespołu jest pochodząca z Kakonina wokalistka Agnieszka Dyk. Jak udało się ją wam pozyskać?
Janusz: Agnieszkę po raz pierwszy spotkaliśmy w programie „Szansa na sukces”, gdzie wraz z innymi uczestnikami śpiewała nasze piosenki. Wtedy Agnieszka była najlepsza i w czasach poszukiwania wokalistki wiedzieliśmy do kogo należy zadzwonić.
Istvan Grabowski: Ciekaw jestem, jaki charakter ma wasza formacja. Jesteście zawodowcami spotykającymi się w konkretnym celu, czy może grupą dobrych znajomych, kontaktujących się chętnie poza sceną?
Janusz: Jesteśmy kumplami od wielu lat i chętnie spotykamy się poza sceną, jeżeli czas na to pozwala.
Istvan Grabowski: Mnóstwo czasu pochłaniają wam podróże po kraju. Jak bronicie się przed znużeniem?
Agnieszka: Żartobliwie o muzykach mówi się, że są to kierowcy z własnym programem artystycznym. Jest w tym dużo prawdy. Jazda w busie zabiera dużo czasu, zawsze jednak można go dobrze spożytkować i nadrobić zaległości kinowe czy książkowe.
Istvan Grabowski: Kto zajmuje się przygotowaniem melodii wzbogacających repertuar? Czy jest to tylko obowiązek szefa kapeli?
Janusz: Brathanki to kompozycje i melodie prawie wszystkich członków zespołu. Przygotowanie, aranżowanie nowych propozycji muzycznych to także zasługa całego zespołu.
Istvan Grabowski: Kilkakrotnie mieliście możliwość występów za Atlantykiem. Jak przyjmuje was amerykańska publiczność?
Agnieszka: – Ostatni raz mieliśmy wielką przyjemność zagrać dla Polonii mieszkającej w Toronto. Było fantastycznie. W przyszłym roku znowu tam jedziemy.
Istvan Grabowski: Macie na koncie mnóstwo złotych szlagierów. Których utworów domagają się od was fani?
Agnieszka: Oczywistym jest, że bez pewnych piosenek nasz koncert nie mógłby się odbyć. Chodzi tu m.in. o „Czerwone korale” czy „W kinie w Lublinie kochaj mnie”.
Istvan Grabowski: Co sprawia członkom Brathanków największą satysfakcję?
Agnieszka: Chyba największą satysfakcją dla każdego artysty jest to, kiedy ma dla kogo tworzyć, grać czy występować. Inaczej nasza praca nie miałaby sensu.
Istvan Grabowski: Pandemia koronowirusa uwięziła was w domach i nie macie możliwości bezpośredniego kontaktu z fanami. Jak z tym radzą sobie radzicie?
Janusz: Na dowód, że nie próżnujemy nagraliśmy nową piosenkę „Kantylena konwaliowa”, Przyjazna historia o relacjach damsko – męskich, napisana przez Zbigniewa Książka, została zobrazowana teledyskiem, który ze względu na konieczność pozostania w domu, powstał w wersji animowanej. Wykorzystaliśmy w nim zdjęcia członków grupy, zręcznie wkomponowane w całą treść. Nieco wcześniej wydaliśmy na singlach „Chodź do nas” i „W niedzielę”. Oba utwory doskonale sprawdziły się na koncertach.
Agnieszka: Od czterech miesięcy jestem szczęśliwą mamą i pielęgnowanie córeczki pochłania mi mnóstwo czasu.
materiał: Radio Biper Biała Podlaska
tekst: Istvan Grabowski
zdjęcia: serwis zespołu
opracowanie: Gwalbert Krzewicki