Zgodnie tokiem myślenia, który jest wszechobecny w Polsce, UE jest związkiem państw i to wyłącznie one mogą być suwerenne. Idealnie debatę tę streścił w komentarzu w „Rzeczpospolitej” w 2018 roku profesor Marek Cichocki: „U wielu, może oprócz kilku staromodnych federalistów, którzy zachowali się jeszcze do naszych czasów, to połączenie Europy i suwerenności wywołuje raczej wielkie zakłopotanie. Szczególnie w przypadku UE idea suwerennej Europy przywodzi w pierwszej kolejności na myśl absurdalne rozwiązanie”.
„Suwerenność” robi zawrotną karierę we współczesnej polityce europejskiej. Wiele partii – zarówno nowych jak i tych o starszym rodowodzie – prezentuje się jako jej obrońcy. Według tego podejścia suwerenność jest atakowana, zabierana, niszczona. Zwolennicy takiej narracji są obecni nie tylko w Polsce, ale także w Niemczech, Francji, Holandii, Włoszech, Hiszpanii, Finlandii, Szwecji i na Węgrzech. W Wielkiej Brytanii głosiciele obrony suwerenności doprowadzili do referendum w sprawie brexitu.
W 2017 r. Emmanuel Macron pierwszy raz mówił o suwerenności „europejskiej” jako uzupełniającej tę „narodową”. Jego punkt widzenia wynika z głębszej refleksji o tym czym jest państwo we współczesnym świecie i jakie ma funkcje. „Tylko Europa może […] zagwarantować prawdziwą [podkreślenie Autora] suwerenność, czyli naszą zdolność funkcjonowania we współczesnym świecie aby bronić naszych wartości i interesów”. Macron uzupełnia słowa o europejskiej suwerenności mówiąc, że „wymaga ona pracy, którą należy wykonać” i zakreśla jej obszary: bezpieczeństwo, migracje, współpraca z Afryką, zrównoważony rozwój, rewolucja cyfrowa czy znaczenie gospodarcze i walutowe UE w świecie.
Kto ma rację w tym sporze? Czy, jak twierdzą dominujący w polskiej i europejskiej debacie realiści suwerenność jest pod ostrzałem i wymaga obrony? Czy może wymaga redefinicji w sposób proponowany przez prezydenta Macrona? Czy spór o suwerenność musi być zerojedynkowy: albo suwerenność narodowa albo europejska? W samej Francji pomysł Macrona był krytykowany i nazywany chimerycznym.
Być może jest tak, że, jak twierdzą sceptycy, pod pozorem pro-europejskości prezydent Francji promuje wyłącznie narodowe interesy, a sama koncepcja „suwerenności europejskiej” jest pusta. Ale nie wystarczy odrzucić punkt widzenia Macrona przyjmując sceptyczną interpretację. Skoro stwierdzenie prezydenta Francji wywołało zdziwienie i intelektualny popłoch wśród nie tylko polskich polityków i politologów, być może warto przyjrzeć się temu pomysłowi stosując rekomendację Jeana Monneta: „Jeśli problem wydaje się nierozwiązywalny, poszerz kontekst”.
Nie rozstrzygam, kto ma rację. Wręcz odwrotnie. Postaram się dowieść, że ci, którzy chcą bronić narodowej suwerenności w wielu wypadkach mają słuszność, ale jednocześnie spróbuję zrozumieć skąd bierze się argumentacja przywódcy V Republiki.
Aby zrozumieć współcześnie i nowocześnie suwerenność zacznijmy od pytania: czym jest Unia Europejska? Według uproszczonego sposobu myślenia wielu prawników, polityków i komentatorów przedstawi ją jako związek państw. Myśląc w ten sposób o UE można mówić o suwerennych państwach, którym Unia „zabiera” suwerenność. I w takim układzie można walczyć o jej „odzyskanie”, albo jej „bronić”.
Jest to rozumienie zbyt uproszczone. W silnie zglobalizowanym świecie żadne państwo nie posiada pełnej suwerenności rozumianej jako „samodzielność polityczna, gospodarcza i społeczna państwa, niezależność od innych państw w sprawach wewnętrznych i stosunkach międzynarodowych”. Rosnące współzależności między narodami powodują zanikanie granic społecznych i gospodarczych. Globalizacja przyczynia się do wzrostu gospodarczego świata, choć jednocześnie powiększają się nierówności między najbogatszymi i najbiedniejszymi regionami globu. Pojawienie się potężnych i majętnych korporacji międzynarodowych, a także innych podmiotów niepaństwowych (np. organizacji pozarządowych czy terrorystycznych) podważa relacje międzynarodowe rozumiane jedynie jako relacje między równymi sobie (prawnie) systemami.
O ile prawnie można jeszcze argumentować, że państwa są wobec siebie równe, to chyba nikt się już nie może zgodzić, że są one równe politycznie czy gospodarczo. Siła ekonomiczna, militarna czy dyplomatyczna poszczególnych państw świata różnicuje je w sposób znaczny, a tym samym wpływa na ich realną suwerenność. Czy, jak mówi Emmanuel Macron, prawdziwą suwerenność.
Polski minister spraw zagranicznych i wybitny akademik, autor książki o suwerenności państwa Jacek Czaputowicz, tak skomentował problem: „Suwerenność to zdolność państwa do decydowania o swoim losie” i według ministra współczesna Polska jest w 100 proc. suwerenna. Na zarzuty odbierania suwerenności przez Unię, minister odpowiada: „Gdy zdefiniujemy suwerenność jako zdolność państwa do działania w celu realizacji swojego interesu narodowego, wówczas członkostwo w UE czy NATO nie musi oznaczać ograniczenia suwerenności, a może być jej wykonywaniem”. Natomiast odwołując się do wypowiedzi prezydenta Macrona o „suwerennej Europie” minister Czaputowicz wnioskuje, że „skoro suwerenność to władza najwyższa, która nie ma innej władzy nad sobą, wówczas skutkiem suwerenności Europy byłby na przykład brak suwerenności Francji”.
Dwie Unie w Unii: Unia Państw i Unia Obywateli
Zjednoczona Europa to niemal cud, który się wydarzył po największym światowym kataklizmie jakim była II wojna światowa. Unia Europejska ma swoją mitologię, ojców założycieli, a Robert Schuman oczekuje na wyniesienie na ołtarze Kościoła katolickiego. W 1992 roku arcybiskup Augsburga uznał trzy wydarzenia za cuda i przypisał je wstawiennictwu Schumana: niespodziewany upadek żelaznej kurtyny, pokojowe zjednoczenie Niemiec oraz ostateczny krach komunizmu w Europie.
Oto państwa i narody trwające w tysiącletnim uścisku wojennym tylko od czasu do czasu przerywanym pokojem, zdecydowały się nie tyle porzucić własne państwowość i suwerenność, co inaczej na nie spojrzeć. Podejrzliwość właściwa państwom miała zostać zastąpiona przez współpracę. Ale tym razem została ona oparta nie na logice międzynarodowej, ale ponadnarodowej.
Ponadnarodowość w Europie wymyślona przez Jeana Monneta, Roberta Schumana i im współczesnych, jest redefiniowana i rozwijana przez każde kolejne pokolenie Europejczyków. W Deklaracji Schumana zapisano m.in., że „Europa nie powstanie od razu ani w całości: będzie powstawała przez konkretne realizacje, tworząc najpierw rzeczywistą solidarność”. Mowa jest o budowaniu Europy w etapach, a ich ostatecznym celem jest Federacja Europejska. Czy tak będzie i czym ma zakończyć się integracja europejska to jednak sprawa otwarta. To, co dla ojców założycieli wydawało się naturalne i oczywiste, dla kolejnych pokoleń Europejczyków już takie nie było. Pozostały za to drugi i trzeci ważny element pierwszej układanki: budowania i rozwijania Europy krok po kroku oraz ponadnarodowego charakteru jej organizacji.
Przez ostatnie siedem dekad zrobiono tak wiele, że dzisiaj można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że Unia Europejska stoi na dwóch równych, choć nie takich samych nogach: na wspólnocie państw i unii obywateli.
Unia państw to unia, w której kluczową rolę sprawują suwerenne państwa narodowe. To one są w centrum uwagi jako strony traktatów, które mogą zostać zmienione tylko na zasadzie jednomyślności. To państwa wskazują komisarzy, organizują wybory europejskie. Unia państw to szczyty przywódców przyciągające uwagę mediów, to gra interesów narodowych. To unia, która jest sprawą w gruncie rzeczy zewnętrzną, kwestią polityki zagranicznej. To dlatego kwestiami unijnymi zajmuje się MSZ, a premier rządu RP udając się na szczyty wyjeżdża przecież „za granicę”. W Brukseli i Strasburgu rezydują posłowie polskich partii politycznych, którzy medialnie obsługiwani są przez korespondentów zagranicznych.
Unia obywateli jest bardziej ukryta, mniej medialna, ale równie potężna i realna. To unia, w której mieszkańcy są równi, mają takie same prawa i obowiązki, gdzie obowiązuje zakaz dyskryminacji jej obywateli, funkcjonuje swoboda przemieszczania się i osiedlania. To unia, która przyjmuje prawo stosowane wobec i przez jej obywateli, przedsiębiorców, administrację rządową, samorządową oraz sądy. To unia, która ma niezależne od rządów instytucje takie jak Komisja Europejska i Trybunał Sprawiedliwości. To unia, w której posłowie do Parlamentu Europejskiego reprezentują nie kraje, ale obywateli, a na forum Parlamentu organizują się w grupy polityczne, a nie delegacje narodowe. To także unia wartości takich jak godność, wolność, demokracja, równość, państwo prawa, gdzie prawa człowieka zostały skatalogowane w Karcie Praw Podstawowych.
Unia państw to sprawa zewnętrzna. Unia obywateli – wewnętrzna. Unia państw to ulubiona perspektywa realistów, zaś unia obywateli – federalistów. Unia państw to miejsce, gdzie dominują interesy narodowe. W unii obywateli wypracowuje się interes wspólny. Każda z unii ma swoją instytucję wiodącą. Unia państw organizuje się przede wszystkim w Radzie Unii Europejskiej oraz Radzie Europejskiej, w których istnieje gęsta sieć interesów narodowych, rotacyjne przywództwo bez sprawczości, siła wielkich jest dojmująca, a mali są silni współpracą z innymi małymi. Dla unii obywateli instytucją wiodącą jest Parlament Europejski, w którym istnieje rywalizacja między grupami politycznymi, wartościami i ideologiami, konserwatystami i liberałami, tymi, którzy chcą „pogłębiać” a tymi, którzy chcą „zawężać” integrację w przyszłości. PE to miejsce debaty, docierania się poglądów, ale i wypracowywania rozwiązań niemożliwych w Radzie.
Żadna z dwóch unii nie jest kompletna. Obie są od siebie zależne. Unia Europejska nie jest kolejną organizacją międzynarodową, jak np. ONZ, w której „rządzą” państwa. Jednocześnie Unia Europejska to nie państwo federalne, w którym rola stanów (jak w USA) czy landów (jak w Niemczech) jest pomniejszana przez silny rząd centralny. Ani Parlament ani Rada nie są w pełni „czyste” dla realistów i federalistów. Obie unie się dogłębnie przenikają i są od siebie współzależne. Rada podejmuje decyzje większością. Parlament jest wybierany w wyborach, w których startują partie narodowe.
Unia Europejska jest wspólnotą państw i obywateli. Bez tych elementów nie byłaby skuteczna. Ta Unia z perspektywy państw nie ma żadnej suwerenności własnej, ale można mówić o suwerenności dzielonej, przenoszonej albo o zarządzaniu suwerennością na poziomie UE. Według tej logiki w najlepszym układzie UE nie zabiera suwerenności, ale tworzy wartość dodaną dla suwerenności państw członkowskich. W najbardziej krytycznych słowach Unia zastępuje państwa narodowe odbierając im resztki suwerenności.
Tymczasem w unii z perspektywy obywateli jak najbardziej można mówić o jej suwerenności, o czym świadczą jej niezależne instytucje, jej władztwo wykraczające poza granice państw członkowskich. Nie chodzi tu tylko o stanowienie prawa, ale i bezpośrednie decyzje Komisji i wyroki Trybunału. Bez unii obywateli jakie szanse miałby Polak w skardze przeciwko państwu polskiemu? A bez unii państw, komu by kibicował w igrzyskach i na mistrzostwach świata?
Dualizm dwóch unii jest ważny, nawet jeśli nakreślony zbyt jaskrawo. W rzeczywistości obie unie się przenikają tak, że często trudno odróżnić jedną od drugiej. Jednak w Polsce zbyt często słyszymy, że w wyborach europejskich wybieramy przedstawicieli Polski, że są to ludzie, którzy będą reprezentować nasz kraj w Unii. Tak nie jest. Polskę w Radzie reprezentuje rząd. Do Parlamentu wybieramy przedstawicieli obywateli UE. Ludzi, którzy w imieniu obywateli negocjują z rządami kolejne dyrektywy i rozporządzenia o sprawach, w których Unia ma kompetencje.
To nie Rada UE czy Parlament, nie indywidualnie „unia państw” czy „unia obywateli”, tylko razem te dwie przenikające się unie przyjmują wspólnotowe prawo i budżet. Są w tym procesie równe sobie, ale współzależne. Żyją w symbiozie.
Suwerenność w Unii Państw
Ma rację minister Czaputowicz mówiąc, że Polska ma 100 proc. suwerenności, a w ramach Unii Europejskiej mamy do czynienia z jej wykonywaniem. Ostatecznie suwerenem jest naród i gdyby pewnego dnia zdecydował on o wyjściu z Unii Europejskiej, to przecież mógłby. Widać to obecnie przy okazji brexitu. Naród brytyjski w referendum w 2016 roku podjął suwerenną decyzję o opuszczeniu UE. Jeżeli Wielka Brytania z Unii wyjdzie albo w niej pozostanie, finalną decyzję podejmie naród.
Suwerenność państwa jest rozumiana jako suwerenność wewnętrzna i zewnętrzna. Suwerenność wewnętrzna polega na tym, że władza sama decyduje o zakresie swojego działania. Polska przystępując do Unii sama uznała, że część kompetencji zostanie przekazana na poziom unijny, ponieważ można je wykonywać w sposób bardziej efektywny (zgodnie z zasadą subsydiarności, zwaną też zasadą pomocniczości). To dlatego polski minister może być przekonany, że Polska w 100 proc. dysponuje swoją suwerennością.
Zarzuty o ograniczanie suwerenności wewnętrznej mają swoje źródło w dynamicznym rozumieniu kompetencji unijnych. Są one stałe i wymienione w traktatach, ale zarządzanie nimi ma charakter dynamiczny. Katalog kompetencji jest szeroki, a zasada ogólna brzmi: państwa członkowskie mogą przyjmować prawo tylko jeśli UE nie przyjęła prawa, albo zdecydowała się nie przyjąć prawa mimo posiadanych kompetencji.
Każdorazowo Komisja Europejska musi wytłumaczyć się dlaczego uważa, że proponowane nowe prawo lub rewizja istniejącego stanowi wartość dodaną do tego, co już funkcjonuje w państwach członkowskich. Bez tworzenia „wartości dodanej” prawo unijne byłoby chybione. Nawet standaryzacja – jak choćby przysłowiowa już „krzywizna banana” – musi mieć „wartość dodaną” (w tym przypadku chodziło o taką samą jakość towaru na całym rynku wspólnym). Często ci sami ludzie, którzy narzekają na standaryzację żarówek jednocześnie oburzają się na podwójne standardy np. proszków do prania (powinny być takie same, a jeśli nie są, producenci łamią prawo).
Dużo częściej wartość dodana oznacza obniżenie kosztów działania na rynku wspólnym, podniesienie jakości produktów i usług, dostosowanie do umów międzynarodowych zawieranych w imieniu Unii i jej państw członkowskich albo ograniczenie zagrożeń dla jakości życia – zarówno dotyczących bezpieczeństwa żywności, zmian klimatycznych jak i zagrożeń związanych z bezpieczeństwem publicznym. To właśnie w takim kontekście prezydent Macron mówił o europejskiej wartości dodanej nazywając ją suwerennością europejską. Czy państwa członkowskie same są w stanie zapewnić ochronę swoim obywatelom, bezpieczeństwo cyfrowe, przeciwdziałać migracjom czy zmianom klimatycznym? Właśnie skuteczność determinuje tematykę, którą zajmować powinna się Unia Europejska.
Suwerenność zewnętrzna państwa polega na równości międzynarodowej – Czechy są równe Brunei, Rosja Madagaskarowi, Polska Stanom Zjednoczonym. Wszystkie one, a także pozostałe niemal 200 państw świata są równymi sobie podmiotami prawa międzynarodowego. Obecność w UE jest potencjalnie ograniczająca o tyle, że w ramach kompetencji, którymi wspólnota zarządza w imieniu swoich członków, to właśnie UE podpisuje takie umowy międzynarodowe. Wychodząca z UE Wielka Brytania jest zobowiązana 285 umowami międzynarodowymi, które zostały zawarte w jej imieniu: są to umowy handlowe, ale także klimatyczne, transportowe (np. ruch lotniczy) czy o współpracy naukowo-badawczej.
Wartość dodana Unii Europejskiej w wykonywaniu tej suwerenności polega na mocniejszej sile przetargowej jednego organizmu. Z drugiej strony, rządy państw w pełni uczestniczą w procesie akceptacji takich umów: rządy są obecne na etapie mandatów negocjacyjnych dla negocjatorów reprezentujących UE, to rządy dokonują akceptacji porozumienia. W ostatnich latach głośno było o przypadkach, gdy dochodziło do sytuacji problematycznej np. w Holandii odbyło się referendum odrzucające umowę o wolnym handlu z Ukrainą, a jeden z regionów Belgii nie chciał dać zgody premierowi kraju na akceptację porozumienia z Kanadą. Świadczy to o tym, że państwa europejskie w pełni kontrolują proces przyjmowania umów międzynarodowych i nic nie odbywa się „kosztem” suwerenności narodowej.
Idealne kwestię tę spuentowała Federica Mogherini: „Kiedy łączymy siły jako Europejczycy i bierzemy udział w globalnych negocjacjach, nie rezygnujemy z naszej suwerenności, wręcz przeciwnie, pełniej wykorzystujemy naszą suwerenność na arenie międzynarodowej”.
Suwerenność w Unii Obywateli
Czy suwerenność musi być zerojedynkowym wyborem? Czy rację mają ci, którzy twierdzą, że „suwerenna Unia Europejska wykluczyłaby istnienie suwerenności państw członkowskich”? W ramach unii obywateli wcale tak nie jest.
Unia wciąż jest przestrzenią 512 milionów równych w prawach Europejczyków, obywateli wspólnoty. Jeżeli przyjmiemy, że suwerenność jest atrybutem państwa, to wiadomo, że UE państwem nie jest. Ale ten dyskurs państwowy przynależy drugiej z naszych unii, unii państw. W unii obywateli skupimy się na innych elementach definicji suwerenności: „samodzielności politycznej, gospodarczej i społecznej”, a także „niezależności w sprawach wewnętrznych i stosunkach międzynarodowych”.
Czy istnieje samodzielność polityczna Unii? Tak, istnieje system prawny i polityczny, z udziałem instytucji ponadnarodowych jak Komisja, Parlament i Trybunał, a także międzyrządowych jak Rada UE i Rada Europejska. Czy istnieje samodzielność gospodarcza Unii? Tak, Unia działa na rzecz konwergencji gospodarczej państw, ma własną walutę, budżet, którego część jest wydatkowana na pomoc regionom biedniejszym, a część na inwestycje oraz – na zasadzie redystrybucyjnej – na politykę rolną. Unia dba o zasady wspólnego rynku dóbr i usług, kapitału i przepływu ludzi, zasady niedyskryminacji i konkurencyjności. Możemy zatem mówić o samodzielności gospodarczej.
Z samodzielnością społeczną jest słabiej, ale katalog uprawnień obywateli, którzy mieszkają poza granicami swojego kraju macierzystego, jest szeroki. Można podejmować studia i pracę przy zastosowaniu zakazu dyskryminacji, można prowadzić działalność gospodarczą. Obecnie dotyczy to 17,6 milionów ludzi, w tym dwóch milionów Polaków mieszkających poza granicami RP i 30 tysięcy obywateli UE-nie Polaków mieszkających w Polsce. Mają oni prawa polityczne (z wyjątkiem możliwości głosowania w wyborach krajowych). Większość działań UE skupia się na ułatwieniach przekraczania granicy wewnętrznej oraz na ułatwieniach handlowych. Coraz więcej obywateli z nich korzysta, choć w różnym stopniu. Wciąż ok. 37 proc. Europejczyków, w tym 52 proc. Polaków nigdy nie opuściło granic swojego państwa narodowego. Nie zmienia to jednak faktu, że legislacja w obszarze społecznym jest mocno ograniczona – głównie z braku kompetencji. „Europa socjalna” to wciąż bardziej sen o potencjalnej przyszłości niż rzeczywistość dnia codziennego w UE.
Samodzielność polityczną i gospodarczą zapewniają Unii jej instytucje ponadnarodowe. Komisja reprezentuje interes europejski, a nie narodowy, choć w sytuacji idealnej powinna między nimi istnieć zbieżność. Parlament pełni polityczną kontrolę nad Komisją, a wraz z Radą UE stanowi o prawie i budżecie. Trybunał rozsądza spory między instytucjami, państwami, a także kwestie praw podstawowych obywateli UE.
Niezależność Unii w sprawach wewnętrznych od podmiotów zewnętrznych to kwestia o znaczeniu zasadniczym. Tutaj wielkość ma znaczenie. Państwa małe i słabe nie mają takiej samej niezależności w sprawach wewnętrznych jak państwa duże i silne. W erze silnie powiązanych gospodarek i upodmiotowionych wielkich korporacji międzynarodowych, miarę niezależności państw i innych podmiotów można mierzyć siłą ich wpływu na takie potężne firmy. W ostatnich latach zdolność regulacyjną podmiotów na rynku internetowym (takich jak Google, Apple, Facebook, Samsung, Huawei) zachowała jedynie Unia Europejska, zaś w pewnym stopniu Stany Zjednoczone i Chiny. Nie zawsze ta gra interesów jest idealna. Wielu krytyków m.in. w Polsce przywołuje niepowodzenia Komisji Europejskiej w jej starciach z rosyjskim Gazpromem. Nie zmienia to faktu, że obecnie UE jako jedyna daje możliwość dochodzenia swoich racji w zderzeniu z rynkowymi gigantami.
Nie ma żadnej suwerenności państwa, która została przeniesiona na poziom Unii w tych kwestiach. Jeśli Unia (Komisja, Trybunał) podejmuje działania np. w sprawie niepłacenia podatków w Irlandii przez Apple, to świadczy to o tym, że państwo irlandzkie nie poradziło sobie z tym problemem. Powrót kompetencji w tych i im podobnych sprawach do Irlandii byłby iluzją suwerenności.
Problem idealnie puentują dwa zdjęcia. Po lewej stronie widzimy przesłuchanie szefa Facebooka Marka Zuckerberga w brytyjskiej Izbie Gmin w związku z oskarżeniami o wykorzystywanie algorytmów tego medium społecznościowego do manipulacji wyborczych (listopad 2018), na które Amerykanin się nie stawił. Po prawej stronie Mark Zuckerberg w Parlamencie Europejskim jest przesłuchiwany w tej samej sprawie (maj 2018). Oprócz Parlamentu Europejskiego właściciel Facebooka stawił się jedynie w Kongresie USA.
Skoro zatem nie ma przeniesienia suwerenności z poziomu narodowego na europejski, skoro istnieje materialna wartość dodana, której nie sposób odtworzyć na poziomie państwa narodowego, to w tym zakresie można mówić o „suwerenności europejskiej”.
Suwerenność w Unii Europejskiej
Nie ma jednej Unii kosztem drugiej. Realiści mylą się tak samo jak federaliści. Unia Europejska jest systemem wyjątkowym w skali świata. Być może system westfalski, który powstał w Europie i w ramach którego narodziły się państwa suwerenne, przedefiniowuje się na naszych oczach. Unia Europejska nie rości sobie prawa do zastąpienia państw narodowych, gdyż nie może i nie powinna działać przeciwko własnym członkom. UE, by być skuteczną, musi szukać z nimi synergii. Zawsze, gdy przedstawiciele Unii stają się zbyt oderwani od rzeczywistości państw członkowskich, zostają brutalnie sprowadzeni na ziemię – w ostatnich latach widać to było choćby w przypadku relokacji uchodźców. Nie znaczy to jednak, że system jest wyłącznie nastawiony na „obsługę” krajów tworzących wspólnotę.
Stosując zasadę pomocniczości Unia upodmiotowiła takie regiony jak Katalonia czy Szkocja, które w ostatnich latach zażądały niepodległości. Wzmocnienie państw poprzez zarządzanie kompetencjami, które są efektywniej wykonywane w Brukseli niż w państwach członkowskich doprowadziło do upodmiotowienia także obywatela europejskiego. Obecna debata w sprawie brexitu w Wielkiej Brytanii unaocznia emocjonalne związki z Unią wielu obywateli Zjednoczonego Królestwa, którzy jednocześnie czują się pełnoprawnymi obywatelami brytyjskimi i europejskimi, nie widząc w tym sprzeczności.
Unia Europejska stanowi wartość dodaną dla państw członkowskich, której te nigdy nie byłyby w stanie osiągnąć same. W procesie tym jest ograniczona przez kompetencje zapisane w traktatach. Wśród kompetencji tych nie ma praworządności. W tym kontekście, polska debata europejska, która często dotyczy właśnie suwerenności, przypomina spór o jabłka i pomarańcze. Jedni twierdzą, że UE nie ma kompetencji by zajmować się tym tematem. Jest to prawda, ale praworządność to kwestia ważniejsza niż kompetencje UE: to kwestia wartości nadrzędnych, czy jak mówi traktat, „wartości głównych”.
Lista wartości unijnych została zapisana w taki sposób, że nikomu nigdy nie przyszło do głowy, że można je naruszyć: godność osoby ludzkiej, wolność, demokracja, państwo prawne, prawa człowieka, w tym osób należących do mniejszości, a także pluralizm, niedyskryminacja, tolerancja, sprawiedliwość, solidarność i równość płci (artykuł 2 TUE). Wartości te były warunkiem akcesji. Bez spełnienia tych zasad żaden kraj nie może do Unii Europejskiej przystąpić. Stosowanie tych wartości w praktyce w żaden sposób nie urąga suwerenności państwa członkowskiego UE; wręcz odwrotnie – wartości te są rdzeniem kulturowym każdego z westfalskich państw europejskich zbudowanych i rozwijanych przez wieki historii na ideach demokracji greckiej, prawa rzymskiego, religijności chrześcijańskiej, myśli oświeceniowej czy idei liberalnego upodmiotowienia człowieka.
Zawarte w artykule opinie wyrażają poglądy Autora.
* Piotr Maciej Kaczyński – ekspert Team Europe, wykładowca Europejskiego Instytutu Administracji Publicznej (EIPA) w Maastricht
WIĘCEJ INFORMACJI NA TEN TEMAT <<==>> LINK
materiał: Komisja Europejska Przedstawicielstwo w Polsce
tekst: Wydział Prasy Komisja Europejska Przedstawicielstwo w Polsce
opracowanie: Radio Biper Biała Podlaska