Istvan Grabowski: – Słucha was trzecie pokolenie rodaków. Zakładając Czerwone Gitary pewnie nikt z Was nie przypuszczał, że ta przygoda może trwać 55 lat?
Jerzy Skrzypczyk: – Pytałem kiedyś nieżyjącego już Jurka Kosseli, czy zakładając zespół przypuszczał, że Czerwone Gitary staną się zespołem tak popularnym. Juras odpowiedział, że „gdybym nie był tego pewny, to nie zawracałbym sobie tym głowy”. I mając na uwadze analityczne podejście do sprawy Kosseli było to prawdopodobne. Natomiast, gdyby ktoś na początku naszej działalności powiedział, że ta popularność będzie trwała tak długo, to kazalibyśmy mu puknąć się w czoło. Chociaż z czasem obserwując, rozwój kariery zespołu i społeczną akceptację naszych piosenek widać było, że nie jest to popularność na kilku sezonów. Ale żeby aż pół wieku?
Istvan Grabowski: – Jak często macie kontakt ze słuchaczami?
Jerzy Skrzypczyk: – Często. Czerwone Gitary w dalszym ciągu skupiają na koncertach tysiące widzów. Należymy do tych wykonawców, którzy grają w ciągu roku największą ilość koncertów w Polsce. A dochodzą jeszcze koncerty poza granicami naszego kraju. Myślę tu głównie o Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Niemczech. O ile w pierwszych dwóch przypadkach jest to widownia głównie polonijna, to w przypadku Niemiec gramy dla widowni niemieckiej. Gramy też dla widzów na Litwie, Ukrainie, Białorusi i Rosji.
Istvan Grabowski: – Czy przy tej ilości występów kojarzy pan jeszcze miejsca, gdzie przyjmowano was szczególnie gorąco?
Jerzy Skrzypczyk: – Rzeczywiście, przy tej ilości koncertów trudno pamiętać każdy z nich. Nie chciałbym, aby zabrzmiało to nieskromnie, ale nie pamiętam koncertu, na którym reakcja widowni nie byłaby spontaniczna. Są oczywiście koncerty szczególne, które pamięta się bardziej, ale wynika to na przykład z miejsca, gdzie one się odbywają, albo z emocjonalnego podejścia do nich. Na przykład koncert w hali Arena Oberhausen w Niemczech, gdzie przyszło na koncert 14 tysięcy widzów, nasz pierwszy koncert na Kremlu w Moskwie, czy wreszcie, również pierwszy koncert Czerwone Gitary – symfonicznie w Sali Kongresowej w 2013 roku. Natomiast bardzo cenię sobie koncerty w województwie lubelskim, bo to przecież moje rodzinne strony. Urodziłem się w Wandalinie i pochodzę z rodziny rolniczo – sadowniczej. Sam zresztą swego czasu parałem się sadownictwem.
Istvan Grabowski: – Jakich utworów domaga się od was publiczność?
Jerzy Skrzypczyk: – Myślę, że publiczność nam pozostawia wybór repertuaru, a naszym zadaniem jest to, aby program był przez nią akceptowany. Zdajemy sobie sprawę, że widzowie oczekują jak największej ilości piosenek znanych i procentowo jest ich w programie najwięcej, ale również nasze nowe piosenki są bardzo ciepło przyjmowane przez widownię.
Istvan Grabowski: Co pańskim zdaniem decyduje, że piosenka staje się przebojem?
Jerzy Skrzypczyk: – Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Gdybym ją znał, to byłbym pewnie najbogatszym człowiekiem na ziemi, bo wszyscy zwracaliby się do mnie z pytaniem, która z ich piosenek stanie się przebojem, a ja bym tylko mówił ta, albo ta i pobierał stosowną opłatę. Próbując jednak odpowiedzieć na to pytanie wydaje mi się, że często o popularności danej piosenki decyduje wielokrotność jej emisji na antenach radiowych, czyli wbijanie jej, często na siłę, w uszy słuchaczy, lub o jej popularności świadczy ilość odsłuchań w Internecie. W tym przypadku ludzie sami decydują, co im się podoba.
Istvan Grabowski: – Przeboje z lat 60. były lekkie, łatwe i przyjemne. Czy to, o czym pan śpiewa, ma dla pana istotne znaczenie?
Jerzy Skrzypczyk: – Z Czerwonymi Gitarami zawsze współpracowali znakomici autorzy tekstów, że wymienię tylko: Krzysztofa Dzikowskiego, Janusza Kondratowicza, Marka Gaszyńskiego, czy Tadeusza Krystyna. Byli oni gwarantem jakości naszych tekstów. Z niektórymi z nich współpracujemy zresztą do dnia dzisiejszego, a jeśli nawiązujemy współpracę z nowymi „tekściarzami”, to wybieramy teksty, które wydają nam się najlepsze. Oczywiście, że ważne jest dla mnie to, o czym śpiewam. Jeśli już śpiewam, to piosenki z takimi tekstami, które w wykonaniu pana w moim wieku są wiarygodne, a nie na przykład o żarliwej młodzieńczej miłości.
Istvan Grabowski: – W ciągu tych minionych lat odbyliście tysiące bliższych i dalszych podróży. Czy jakaś szczególnie utkwiła panu w pamięci?
Jerzy Skrzypczyk: – Chyba nasz pierwszy wyjazd na Zachód do Cannes we Francji, po odbiór trofeum „Midem”. Wjechaliśmy w świat wielkiego show – biznesu i elegancji( z kieszonkowym 8 dolarów dziennie). No, może jeszcze nasza pierwsza trasa po USA i Kanadzie. Tu z kolei z polskiego krajobrazu motoryzacyjnego, składającego się głównie z Fiata 126p i dróg dwupasmowych, przenieśliśmy się w świat „krążowników szos” i autostrad, ze sklepów
muzycznych, w których wisiały tylko czerwone gitary, do sklepów, w których gitary były w różnych kolorach, (tyle, że drogie jak jasna cholera).
Istvan Grabowski: – Ogromną rzeszę fanów macie w Stanach Zjednoczonych. Nie kusiło was nigdy, by zostać tam na dłużej?
Jerzy Skrzypczyk: – Jako zespół nigdy nie braliśmy tego pod uwagę. Zresztą byliśmy skutecznie pilnowani przez „anioła stróża” z PAGART-u, czyli instytucji zajmującej się eksportem i importem artystów. A poza tym – po co? Zdobycie kariery na tamtym rynku było raczej nierealne, a w Polsce nasza popularność była wyjątkowa, i chociaż nie przekładało się to na honoraria, to nadrabialiśmy to bardzo dużą ilością koncertów. Zresztą do Stanów jeździmy mniej więcej co dwa lata i czujemy się tam jak w domu..
Istvan Grabowski: – Po odejściu Henryka Zomerskiego, jednego z filarów początkowego składu zostaliście tylko z Jerzym Kosselą, ale i ten odszedł. Resztę zespołu stanowią młodzi, uzdolnieni instrumentaliści, którzy być może uczyli się estradowego rzemiosła na kompozycjach Czerwonych Gitar. Jak radzą sobie na scenie?
Jerzy Skrzypczyk: – Bardzo żałujemy, że choroba nie pozwoliła Jurasowi grać dalej z nami. Ale jeśli tylko wracamy do niego w rozmowach, to zawsze jest w nich dużo ciepła i szacunku. Co do naszych młodszych muzyków, to rzeczywiście znali wiele piosenek z naszego repertuaru i z łatwością przełożyli je na swoje instrumenty. Czerwone Gitary to w tej chwili trzy pokolenia muzyków: ja z pierwszego składu, średnie pokolenie, to bardzo czerwonogitarowy wokalnie Mieczysław Wądołowski i najmłodsi muzycy – Arek Wiśniewski, Darek Olszewski i Marek Jabłoński. Jak sobie radzą na scenie – proszę przyjść na koncert i posłuchać reakcji widzów.
Istvan Grabowski: – Ma pan niebagatelne doświadczenia estradowe. Jak postrzega pan rodzimy show-biznes?
Jerzy Skrzypczyk: – Trudno na to pytanie odpowiedzieć ze względu obszerność tematu. Może odpowiem na to pytanie zahaczając tylko o kilka wątków. Wydaje mi się, że jesteśmy już dostrzegani przez światowy show – biznes, o czym świadczy ilość zaproszonych największych światowych gwiazd. Zaczęliśmy organizować liczące się w świecie muzycznym festiwale. Mamy kilka prężnie działających agencji o zasięgu międzynarodowym. Różnie natomiast bywa na naszym rynku wewnętrznym. Często w okresie letnim spotykamy na naszych trasach koncertowych wykonawców, o sukcesie których decyduje palec akustyka naciskający przycisk „start” z playbackiem. Jest to zjawisko krzywdzące zespoły grające muzykę na żywo. Agencje artystyczne i organizatorzy i takich koncertów powinni zdecydowanie odciąć się od takich praktyk, bo swoim działaniem dają przyzwolenie na oszukiwanie ludzi. Natomiast jestem absolutnie za telewizyjnymi programami takimi, jak: „Voice of Poland” czy „Must be the music”. Dzięki tym programom widzimy jak wielu jest w naszym kraju fantastycznych i wybitnie uzdolnionych młodych ludzi. To jest dla nich wielka szansa na zaistnienie na estradzie. Przecież gdyby nie te programy, o niektórych z nich nigdy byśmy się nie dowiedzieli. Oby tylko znaleźli się sponsorzy i agencje, które wspierałyby ich w dalszym artystycznym rozwoju.
Istvan Grabowski: Komercjalizacja mediów poszła tak daleko, ze dziś w programach radiowych i telewizyjnych darmo by szukać waszych nagrań. Jak reagują na koncertach przedstawiciele młodego pokolenia?
Jerzy Skrzypczyk: – To jest tak. Nasze stare piosenki emitowane są w rozgłośniach o profilu muzycznym z lat 60-tych i 70-tych. O ile chodzi o nasze nowe piosenki, to brak ich w radiach tzw. opiniotwórczych typu RMF czy Zet-ka. Natomiast te nowe piosenki są nadawane przez radia o mniejszym nastawieniu na komercję, radia internetowe i internet. Reakcja młodego pokolenia na koncertach jest dokładnie taka sama, jak nieco starszego, wszyscy śpiewają razem z nami.
Istvan Grabowski: Muzyka okazała się pańskim przeznaczeniem. Czy czuje się pan człowiekiem szczęśliwym i spełnionym?
Jerzy Skrzypczyk: – Zdecydowaną większość swojego życia poświęciłem muzyce i zespołowi Czerwone Gitary. Do tego stopnia byłem uparty w swych działaniach, że jestem jedynym człowiekiem na świecie, który był na wszystkich koncertach tego zespołu. Olbrzymią radość i satysfakcję sprawia mi akceptacja tego, co robimy. A jeżeli w jakimś stopniu do tego się przyczyniłem to uważam się za człowieka muzycznie spełnionego.
Istvan Grabowski: – Jak na pańskie podróże reagują najbliżsi?
– Żona – pewnie z tolerancją, skoro wytrzymuje to już przez 49 lat, a dzieci chyba mają już mnie dosyć, bo jeżdżą ze mną. Córka Anna jest naszym menadżerem, z syn Marek akustykiem frontowym.
Istvan Grabowski: – Jaki jest Jerzy Skrzypczyk prywatnie?
Jerzy Skrzypczyk: – W domu podobno nie do zniesienia, a poza domem podobno sympatyczny.
Istvan Grabowski: – Czym zajmuje się pan na co dzień, kiedy nie musi siadać za perkusją?
Jerzy Skrzypczyk: – Dużo myślę o sprawach zespołowych, sporo czytam, lubię oglądać programy sportowe i muzyczne w TV, odwiedzam wnuki i od czasu do czasu odpowiadam na pytania redaktorów.
materiał: Radio Biper Biała Podlaska
tekst: Istvan Grabowski
zdjęcia: serwis zespołu
opracowanie: Gwalbert Krzewicki