Na kartach książki pojawiają się folwarki i dwory, nazwy miejscowości, takie jak: Janów, Wierzbice, Łowicz, Albinów, Murawiec, Chotyłów, Ostrowie, Neple, Terespol, Biała, Lublin i inne. Autorka pięknie kreśli ówczesne życie i portretuje nadbużańską przyrodę.
„Kościół w Tucznej był najmłodszy na całym Podlasiu. Dzięki
wstawiennictwu hrabiny Krasińskiej zastąpił zamknięty kodeński
przybytek. Wysoką wieżę było widać z oddali, a neorenesansowy
styl z jasnymi łukowatymi oknami wzbudzał zachwyt nie tylko
miejscowych parafian. Na odpust patronki, mimo pracowitego
czasu, ściągnęły tłumy. Ksiądz Władysław Kronbach mógł być zadowolony.
Anielka łapczywie obserwowała kobiety w czerwono‑
-czarnych spódnicach, haftowanych koszulach i gorsecikach z kolorowymi
chustkami na głowie. Niektóre nosiły spódnice w kraty,
a inne w tkane pasiaki. Daleko im było do cudnych Łowiczanek,
ale miały swój specyficzny urok. Dookoła ustawiono liczne stragany
i kramy. Jeden był ciekawszy od drugiego. Tam sprzedawano
płótno i materiały, tam chustki, koronki i niteczki, rękawiczki, sznury korali z laki i zwykłe szklane „dętki”, metalowe krzyże
i święte medaliki, kolczyki, broszki i szpile, do których dziewczynce
świeciły się oczy. Dalej oferowano świece i mydła z łomaskiej fabryki,
żeberkowo-krzyżowe walce z korzeni i wikliny, mniejsze pojemniki
ze słomy i trawy. Gliniane dzbany i garnki o różnych kształtach
oferował sam garncarz Rogowski z Białej i nie były to tylko
zwyczajne siwaki.
Pod małą brzózką na żerdzi zawieszono różnokolorowe wstążki,
a kramarz zachęcał też do kupna świętych obrazów, modlitewników
i świętych żywotów, a także zupełnie nie świętych opowieści
o diabłach, czarownicach oraz innych sensacjach i romansach.
Z rzadka widać było handlujących drobiem czy królikami, ale stragany
z jedzeniem oblegali ci, co przybyli do Tucznej z dalej położonych
wiosek, często pieszo, by choć raz uczestniczyć w uroczystej
ofierze. Odkąd car zawziął się na wiarę katolicką, wiele duszyczek
pozostawało bez należytej opieki, której nie mogły zapewnić cztery
parafie w powiecie, nieliczni księża rezydujący po dworach i leśne
misje przeznaczone dla trwających przy wierze unitów. Dusza
Anielki rwała się do tych cudów, ale Joanna przedkładała uroczystości
kościelne nad świeckie.
Gdy Joanna z Anielką siedziały już we wnętrzu świątyni, mała
szepnęła do siebie:
– A jak mi nie wystarczy? – dumała, klękając w pierwszej ławie
przed Najświętszym Sakramentem, nakrytym delikatnym umbraculum.
– Chłopiec po drugiej stronie ma już glinianego kogutka
i konika na kijeczku, a dziewczynka obok ptaszka z drewna, który
składa i rozkłada skrzydełka.
– Anielko, nie bujaj w obłokach – Joanna cicho zwróciła jej
uwagę, widząc przy okazji, że mała macha nóżkami i ma niechlujną
postawę. Anielka usłuchała i przez pewien czas powtarzała wezwania w Koronce do Przemienienia Pańskiego na wyzwolenie
Polski. Nie bardzo wiedziała, o co prosi, wraz z księdzem i zebraną
rzeszą, dlatego niebawem zaczęła się dyskretnie rozglądać. Wnętrze
kościoła było świeżo bielone i jeszcze słabo ustrojone. Na ołtarzu –
obraz świętej Anny z małą Maryją nie zajął jej dużo uwagi. Co innego
rzeźbiona droga krzyżowa i krzyżyki ze świeczkami – „zacheuszkami”,
na pamiątkę liczby apostołów i konsekracji. No i kwiaty:
najpiękniejsze z okolicznych ogrodów, łąk, i te z bibuły. Z zazdrością
spojrzała na opiekunkę, która wstała do komunii.
Ładnie odziane kobiety i najznamienitsi mężczyźni nieśli barwnie
haftowane chorągwie i dwustronne feretrony, przed którymi
dziewczynki takie jak ona sypały płatki kwiatów z wiklinowych
koszyków, a chłopcy co sił dzwonili w dzwonki. Dziewczęta przechodziły
właśnie przy krzakach przekwitłego jaśminu, zrywając
biało-suche płatki i rzucając je pod nogi.
– Chciałabyś tak służyć na procesji? – spytała Joanna, wróciwszy
z komunii.
Anielka pokiwała dumnie głową, a gdy ostatnia ewangelia kończyła
właśnie uroczystą mszę i kobiety poszły prosić księdza o święcenie
ziół odpędzających złe moce i wywołujących miłość, mała
krzyknęła:
– Nareszcie!
Wybiegła wnet na przykościelny plac.
Chwilę później obie panie stały już przy kolorowych paciorkach.
Wybrały piękne zwoje dla cioci Ani, w ocenie Anielki – błękitne
jak niebo, i srebrny krzyżyk z ametystem – dla ciotki Emilii.
January, służąc za tragarza, nosił w koszu wstążki, książki, dywan
we wrzosowo-kremowe pasy, drewnianego zajączka na kijku, który,
wprawiony w ruch, klaskał łapkami, komplet rzeźbionych zwierzątek
gospodarskich i gliniany gwizdek. Wsiadając do bryczki, Joanna i Anielka miały doskonały widok na jarmark i rozpoczynające
się tańce.
– Czas wracać, moja droga – Joanna zwróciła się do małej.
– I tak staniemy na wieczór. Cała jesteś czerwona od tego biegania,
a na pewno zmęczona i głodna.
– O, tak! – jęknęła dziewczynka, opadając na miękkie siedzenie.
– Proszę się najadać do woli – January przyniósł w drewnianych
misach smaczne i gorące pierogi nadziane twarogiem, jagodami
i gryczaną kaszą. Wiśniowy kompot zaspokoił pragnienie. Brzozowy
sok, chleb z burakiem i maślane wafle zostawili na drogę. Anielka
bawiła się nowymi zabawkami, śpiewała i nie omieszkała zadawać
pytań. Joanna cierpliwie znosiła nieustanny słowotok.
– Co to za dziwny krzyż?
– To karawaka. Ma dwa ramiona. Postawili go mieszkańcy najbliższego
sioła, by chronił ich od epidemii czy złego losu.
– A czemu to brzydkie drzewo tam rośnie, tak z dala od lasu,
i jest takie pochyłe?
– Powaliła je wichura, a że kiedyś wisiała na nim kapliczka, to
nie można go ściąć.
– A czy wujek Kazimierz zechce nosić fontaź*? Bo wujo zawsze
jest pod szyją rozpięty…
– Na pewno zechce, bo to prezent od ciebie.
– A jak źle wybrałam?
– Nie, dziecko, dobrze wybrałaś – Joanna przytuliła małą do
piersi i oba serca zabiły jakby nowym nieznanym sobie rytmem.
– Jak dobrze jest wracać do domu… – szepnęło dziecko, nie zdając
sobie sprawy, że te proste słowa zabrzmiały w uszach Wierzbickiej
niczym muzyka.”
Główna bohaterka, zamożna ziemianka, Joanna Wierzbicka, marzy o miłości i rodzinie. Zdradzona przez ukochanego, poświęca się zarządzaniu rodzinnymi dobrami, odrzucając małżeńskie propozycje kolejnych konkurentów.
Nieoczekiwanie, w jej samotnym życiu pojawia się sześcioletnia Anielka, osierocona przez rodziców. Zapis testamentu wskazuje Joannę jako prawnego opiekuna dziewczynki. To spotkanie zmienia życie dwóch samotnych serc. Kobieta, ku swemu zdziwieniu, darzy coraz większym uczuciem rezolutne dziecko, które odwzajemnia jej miłość. Wprowadza Anielkę w codzienne życie ziemiańskiego dworu na Podlasiu, pokazuje okoliczne majątki i wsie, opowiada o lokalnych szlacheckich i ludowych zwyczajach, uczy szacunku do ludzi, niezależnie od posiadanego majątku i pochodzenia.
Porządek ich ustabilizowanego życia burzy przyjazd z zagranicy ojca chrzestnego i drugiego prawnego opiekuna dziewczynki – Marcina Czarnockiego. Czy Joannę i Marcina połączy miłość? Czy mimo przeszkód zdołają zbudować szczęśliwą rodzinę?
Agnieszka Panasiuk nie tylko pięknie przedstawia splątane ludzie losy, ale również maluje barwny obraz życia podlaskich i łowickich ziemian w XIX wieku i ich troskę o zachowanie narodowej tożsamości mimo rosyjskiego terroru.
***
Agnieszka Panasiuk, z wykształcenia nauczyciel historii, pracę zawodową związała z administracją. Jest laureatką konkursów literackich. Czas najchętniej spędza z rodziną w domu na wschodzie Polski. Pasjonuje się ogrodnictwem, dobrym filmem i nie wyobraża sobie dnia bez pisania o przeszłości ukochanego południowego Podlasia.
materiał: kultura
info / grafiki: Wydawnictwo Szara Godzina