– Z ochotą śpiewam francuskie piosenki, bo wychowałem się na nich. Nie powiem, żeby obcy mi byli Beatlesi, ale bliższa zawsze była Piaf i Aznavour. Kiedy nieżyjący już Wojciech Młynarski zaprosił mnie w 1984 r. do spektaklu „Brel” w teatrze Ateneum, wpadłem w te klimaty po uszy. To tam zacząłem śpiewać „Walc na tysiąc pas”, który zresztą spowodował, że słuchacze podzielili się na kochających i na nielubiących Bajora. Jedni mówili: ma piękny głos, a drudzy, że beczy jak koza. A „Walca” wykonywałem potem tak obłąkanie wiele razy, że w końcu przestałem go lubić i teraz w ogóle nie mam tej piosenki w repertuarze. Kiedy byłem mały, śpiewałem w różnych zmyślanych przez siebie językach. Po francusku było to tym łatwiejsze, że umiem wymówić słynne! „rrr”. Dziś mam żal do siebie, że nie nauczyłem się francuskiego – mówi artysta. Takie recitale, jak sobotni, nastrajają słuchaczy optymistycznie i pozwalają wierzyć, że dobry głos i gust to podstawy wielkiej sztuki.
materiał: Biała Podlaska miasto / kultura
tekst: Istvan Grabowski
zdjęcia:archiwum wykonawcy
opracowanie: Gwalbert Krzewicki