Reklama

Reklama

Reklama video

Biała Podlaska: Blues niejedno miał imię. XIV Biała Blues Festiwal (film) (galeria)

11 lipca bialski amfiteatr wypełnił się dźwiękami zacnych wykonawców w ramach wydarzenia pod nazwą Biała Blues Festwial. Była to już 14 edycja te muzycznej imprezy organizowanej przez Bialskopodlaskie Stowarzyszenie Jazzowe pod wodzą Jarosława Michaluka. 

Korzenie muzyki rozrywkowej to blues. To od niego zrodziły się kolejne muzyczne gatunki, i to na jego kanwie powstawały piosenki, które wykonywali artyści na raczkującej scenie rockowej końca lat 50-tych i początku 60-tych XX wieku. Blues to wyraźny smak, charakterystyczny rytm, układ 12 taktów, w gruncie rzeczy prosta melodia oraz słowa, przekaz w zależności od regionu z jakiego pochodzi. Blues z Delty Missisipi a np. blues chicagowski, to zupełnie inne treści, choć bazujące na tym samym 12 taktowym szkielecie. Blues ewaluował przez lata, łączył się z jazzem, rockiem, funkiem i innymi gatunkami. Dlatego jest to dość pojemna szuflada. Dziś można spotkać zespoły grające bluesa tradycyjnego, czystego, trzymającego  się pierwotnej konwencji lub kapele poszukujące, które łączą tradycję z nowymi brzmieniami. Niestrudzony organizator bialskiego festiwalu każdego roku dba o to, aby publiczność mogła usłyszeć bluesa w różnych odcieniach i nie inaczej było podczas jego 14. edycji. – Mamy na każdej edycji naszego festiwalu innych wykonawców, każdy artysta prezentuje swoją twórczość i jest na swój sposób wyjątkowy – podkreśla Jarosław Michaluk dyrektor festiwalu i prezes Bialskopodlaskiego Stowarzyszenia Jazzowego. – W czasie pandemii jakoś sprzyja nam szczęście i udaje nam się organizować kolejne edycje naszych festiwali. Robimy to, co lubimy z pasją i może to jest ważne, aby się udawało. O tegorocznej edycji Biała Blues Festiwal myślałem już na początku roku, kiedy trwał jeszcze twardy lockdown i dzięki temu udało nam się pozyskać artystów już dużo wcześniej – dodaje.  

Rozpoczął niemiecko -włoski duet Big Joe Stolle & Mauro Pendolfino. Dwóch doświadczonych muzyków, którzy zaserwowali publiczności wybuchową mieszankę boogie, soula i bluesa w wyrównanych proporcjach. Dwie gitary elektryczne, harmonijka i przysadzisty wokal  w wykonaniu jednego z najbardziej znanych berlińskich śpiewaków bluesowych. Wydawałoby się tak niewiele instrumentalnie a jednak bardzo przekonująco. Duet w połowie koncertu uzupełniła olsztyńska formacja The Cylinders. Dodanie perkusji, basu oraz klawiszy jeszcze bardziej uwypukliło charakter liderów a koncert zamienił się w żywiołowy rasowy występ blues-rockowy. Oprócz swoich kompozycji usłyszeliśmy również utwory z repertuaru takich zespołów jak Cream czy The Beatles. Sądząc po reakcji publiczności, koncert podobał się. 

 

Po przeszło godzinnym występie pierwszego wykonawcy, na scenę wkroczyli muzycy zespołu Czarny Pies dowodzonego przez legendę polskiej muzyki blues-rockowej Leszka Windera, niegdysiejszego gitarzystę śląskiej grupy Krzak. Skład Czarnego Psa, to można powiedzieć połączenie doświadczenia z młodą świeżością. Winderowi na scenie towarzyszył tuz gitary basowej Krzysztof Ścierański oraz młodsze pokolenie w osobach Michała Kielaka (harmonijka ustna), Jana Gałacha (skrzypce elektryczne) oraz Maxa Ziobro (perkusja). Można by rzec zbiór muzycznych indywidualności. Od pierwszych dźwięków, jakie zagrali można było usłyszeć z jak zawodowymi muzykami mamy do czynienia. Wszystko zagrane w punkt, pełna dawka improwizacji, precyzja dźwięków a do tego swoboda w grze. Skondensowana forma muzyki z kręgu bluesa, rocka i jazzu zagrana na bardzo wysokim poziomie. Grając instrumentalnie umieją balansować emocją, nastrojem, dźwiękiem tak, aby nie zanudzić słuchacza. Usłyszeliśmy klasyczne bluesowe tematy, ale i liryczne ballady przeplatane rockowymi numerami. Nie zabrakło również utworów z grupy Krzak, które od razu rozpoznał każdy fan polskiej muzyki lat 70 i 80-tych. Uwagę przykuwał każdy instrument, choć na pierwszy plan wysuwały się fenomenalne skrzypce Jana Gałacha, który wyczarowywał na nich niesamowite dźwięki, które czasami intonowały ludzkim głosem, za moment klasycznym czystym dźwiękiem skrzypiec, by po chwili zabrzmieć w solówce, jak rasowa gitara elektryczna. Widownia była zaczarowana. 

Na koniec przenieśliśmy się w zupełnie inny muzyczny rejon big-bitowej-rockowo-funkowej wyspy, na której rozbrzmiewała hipisowska muzyka lat 60-tych i 70-tych. Zabrała nas na nią znana polska wokalistka, zdobywczyni czterech nagród Fryderyk , kompozytorka, tekściarka Anna Rusowicz z zespołem. Usłyszeliśmy utwory z jej ostatniej płyty „Przebudzenie”, ale nie zabrakło i starszych kompozycji. Charakterystyczny wokal liderki, gitara, perkusja, bas, klawisze i sekcja dęta. Do tego odpowiednio zaaranżowana scena, która dopełniała wyśmienicie kontekst muzyczny. Energia liderki i nietuzinkowy szlif aranżacji utrzymany w klimacie retro porwały publiczność, która chłonęła to wszystko i dawała upust podrygując w takty granej muzyki. Dopominanie się o bisy było łatwe do przewidzenia. 

Na koniec warto dodać, że nad odpowiednim wprowadzeniem w klimat zespołów zadbał redaktor Marcin Kusy z I programu Polskiego Radia.

– Chciałbym bardzo serdecznie podziękować Urzędowi Miasta w Białej Podlaskiej za wsparcie na czele z prezydentem Michałem Litwiniukiem oraz Stowarzyszeniu ZAIKS z Warszawy i Związkowi Artystów Wykonawców STOART. Dziękuję również niezmiennie naszym lokalnym sponsorom, którzy co roku nas wspierają – dziękuje za naszym pośrednictwem dyrektor festiwalu Jarosław Michaluk. 

 

Tekst / zdjęcia: Jakub Sowa
Film: Tomasz Łukaszuk 

Zobacz galerię zdjęć:

Spodobał Ci się ten artykuł? Podziel się ze znajomymi:

Udostępnij
Wyślij tweeta
Wyślij e-mailem

Jedna odpowiedź

  1. „Nie zawódź mnie” utwór Lennona. To nie ma nic wspólnego z Bluesem !!!!!!!!!!!!!!!!! Na siłę Jarek sprowadza Gości, co nie mają nic wspólnego z tym rodzajem muzyki, aby „impreza” się odbyła !!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Czytaj więcej o:

Reklama

Reklama

Zobacz więcej z tych samych kategorii

Reklama