– Mój pech nie ma końca, moją jednostkę przewiozłem lawetą 600 km na Dunaj. Po przepłynięciu 10 km i pokonaniu jednej śluzy, moja tratwa i ja na pokładzie zostaliśmy aresztowani. Zatrzymała nas niemiecka policja – pisze na swoim blogu pan Andrzej.
Problemy, jak relacjonował mieszkaniec gminy Wisznice wyniknęły z braku rejestracji tratwy, która jest wymagana, aby płynąć rzeką eksterytorialną, jaką jest Dunaj. Nie miał jej, bo po pierwszej kontroli policji usłyszał, że jego tratwa z napędem o mocy do 15 koni mechanicznych, nie wymaga rejestracji.
Podróżnik jednak się nie poddaje, zmienił środek lokomocji na rower i zamierza w ten sposób osiągnąć cel i spełnić swoje marzenie. Za sobą ma już pierwsze 100 km. – Dzisiaj (tj.9 czerwca) przejechałem na rowerze 85 km. Zastanawiam się czy nie za dużo jak na pierwszy raz. Jutro będę w Austrii, mam jeszcze około 50 km. Cały dzień uciekałem przed burzą, i wygrałem tą bitwę. Nogi bolą, krocze też i spiekłem się jak rak – relacjonuje.
Źródło / zdjęcia: Andrzej Łagowski