Tomasz Piskorz pochodzi z Kodnia. Z zawodu jest nauczycielem, jednak nie edukacja młodych stała się jego powołaniem. Od młodych lat interesowała go technika oraz tworzenie różnych konstrukcji. Kiedy koledzy poświęcali swój wolny czas na zabawę i rozrywki, młody Tomasz realizował kolejne projekty i zdobywał wiedzę. – Nie mam obycia technicznego i nigdy nie miałem, ale jakaś smykałka do różnych projektów w moim życiu była. Odziedziczyłem to chyba po tacie, który był konstruktorem silników wysokoprężnych na Politechnice Lubelskiej – mówi.
Kilkanaście lat temu zbudował dwupłatowy samolot własnej konstrukcji. Silnik do niego wziął ze starego trabanta ze złomowiska. Skrzydła i kadłub wykonał własnoręcznie. Drewniane śmigło strugał wytrwale aż 36 godzin. Zbudowanie tego samolotu sprawiło, że znalazł się w Polskiej Encyklopedii Lotnictwa. – Miałem wtedy zaledwie kilkanaście lat. Nie było wtedy Internetu, poszukiwałem informacji na różne inne sposoby, poznawałem samemu inne projekty i w ten sposób się uczyłem. Samolot jeździł i odpalał, niestety podczas testów wyszły pewne mankamenty. Orczyk nie zgrałem ze sterem i podczas sprawdzania ciągu przód samolotu rozbiłem na chlewni rodziców. Nie zraziło mnie to jednak, bo jestem uparty, więc poświęciłem kolejne 36 godziny na nowe śmigło – wspomina konstruktor z Kodnia.
Później, jak mówi – złapał hopla na punkcie kupowania i remontowania starych samochodów. Pierwszy kontakt z autem na silnik elektryczny miał pięć lat temu, podjął się wówczas remontu bardzo rzadkiego modelu Fiata X1/9. – Kupiłem go bez silnika, wstawiłem do niego silnik elektryczny 12 kw z bateriami kwasowymi i wtedy zacząłem się uczyć zasad funkcjonowania takiego napędu. Zraziła mnie jednak procedura przerejestrowania w urzędach tej konwersji na elektryka, więc finalnie projekt zniszczyłem – wyjaśnia. Wtedy miedzy innymi zrodził się pomysł na skonstruowanie pojazdu będącego połączeniem roweru i samochodu elektrycznego. Rower był jego pasją od dzieciństwa, więc taki projekt nie był przypadkiem, miał już na koncie m.in. budowę trójkołowych rowerów poziomych. Budowa „Piko” była jednak jego projektem pobocznym, realizowanym dla własnej przyjemności w wolnym czasie. Na co dzień zajmował się bowiem m.in. budową i montażem generatorów wolnoobrotowych tzw. pionowych turbin wiatrowych, a także prowadził bialski pub Jazzanova. Dlatego też pojazd powstawał aż kilka lata i był nawet moment w którym, jak mówi – projekt miał być zniszczony. Podkreśla jednak, że gdyby zajmował się tylko tym projektem, to pracując po 8 godzin dziennie skończyłby go już w miesiąc, w nowszej poprawionej wersji.
Warto dodać, że projekt pojazdu od początku do końca i wszystkie jego elementy zostały wykonane samemu przez pana Tomasza. Jego ambicją było stworzenie pojazdu od „a do z” własnymi siłami. – O tym rowerze mówię już kilka lat. Było mi głupio, że tak to się przeciąga i w czasie trwania akcji „zostań w domu”, po prostu miałem okazję w końcu go dokończyć. Komuś go z resztą obiecałem, więc było to też honorowe dotrzymanie słowa. Nie udało mi się, co prawda kilku rzeczy w tym projekcie zrobić do końca, ale pojazd powstał i spełnia wszystkie pokładane w nim funkcje.
Prototyp pojazdu zbudowany jest na stalowej konstrukcji. Wymiarami przypomina mały sportowy samochód (dł. 340 cm, szer. 160 cm, wys. 95 cm). Wyposażony jest w cztery koła rowerowe rozmiarze 26 cali na które nałożone są opony o szerokości 2,2 cala. Zawieszenie własnej konstrukcji posiada sprężyny od quada (z przodu dwa wahacze, z tyłu belka poprzeczna). Nadwozie w typie kabrioletu zaprojektowane i wykonane jest z laminatu. W kabinie znajdują się dwa fotele zaprojektowane przez konstruktora pod ten model i jego wysokość z możliwością regulacji. Z tyłu pojazdu znajduje się otwierana klapa, która umożliwia dostęp do silnika , całego napędu oraz do ewentualnego małego bagażnika.
Na napęd „Piko” składa się tradycyjny napęd rowerowy z pedałami, kierownicą, zębatkami, łańcuchem i przerzutkami odpowiedzialnymi za zmianę biegów (6 z tyłu, 3 z przodu kierowca, pasażer tylko 6 biegów). Silnik bezszczotowy Bldc zasila blisko 50 kg akumulator złożony z prawie 1000 pojedynczych ogniwek litowo-jonowych 18650, połączonych w jedną całość (prawie 4 tyś zgrzewów wykonanych ręcznie ). Moc z niego przekazywana jest przez dyferencjał na tylną oś. Za bezpieczeństwo odpowiadają cztery hydrauliczne hamulce tarczowe.
Prototyp według konstruktora waży za dużo, bo ponad 200 kg, ale docelowo model byłby zdecydowanie lżejszy po zastosowaniu lżejszych elementów, jak chociażby ramy z aluminium.
Rowero-samochód wyposażony jest oczywiście w światła tylne i przednie, kierunkowskazy, klakson, lusterka oraz wskaźniki. – Pojazd budowałem w ten sposób, aby był dopuszczony normalnie do ruchu, jest to według kodeksu ruchu drogowego wózek rowerowy – wyjaśnia konstruktor.
Ciekawe są możliwości korzystania z tego pojazdu. „Piko” może być napędzany pedałami, jak tradycyjny rower, ale tu ciekawostka, wspomagać i napędzać w całości pojazd może również pasażer siedzący obok kierowcy, który ma w nogach swój zestaw pedałów. Zamontowany silnik elektryczny służy do wspomagania pedałowania, jak i po zdjęciu blokady może autonomicznie napędzać pojazd. Zastosowany silnik dostosowany jest do obowiązującego prawa na taki pojazd (48 v moc, 250 Watt) i pozwala na rozwinięcie prędkości do 25 km/h.
Po zdjęciu blokady silnik ten byłby w stanie rozwinąć prędkość pojazdu do 80 km/h, a po podniesieniu napięcia i przez zastosowanie większego sterownika do nawet 120-130 km/h, choć, jak mówi pan Tomasz byłoby to już kompletnie pozbawione sensu, choćby ze względu na własne bezpieczeństwo. Jeżeli natomiast powstałaby nowa kategoria dla takiego pojazdu i dzięki temu jego prędkość maksymalna mogłaby zostać zwiększona, to według konstruktora jej wartość powinna być na poziomie 65 km/h tak, tak aby pojazd nie stanowił zagrożenia na ulicach w mieście.
Naładowana do pełna bateria według wyliczeń powinna wystarczyć na przejechanie 250 km przy prędkości 30-35 km/h. Z gniazdka naładuje się ją za pomocą mocniejszej ładowarki w zaledwie 4 godziny. Silnik jest również generatorem, dlatego możliwy jest odzysk energii dla akumulatora. Kiedy bateria się wyczerpie, stojąc w miejscu, można za pomocą pedałów podładować ją, lub po prostu jechać dalej napędzając pojazd siłą mięśni. Co ciekawe, akumulator z pojazdu może służyć do zasilania, jako duży przenośny powerbank. Może to być np. nasze awaryjne zasilanie w domu. Warto wspomnieć, że w projekcie uwzględniona jest również możliwość zamontowania paneli słonecznych na karoserii, które dodatkowo doładowywałyby akumulator w czasie dnia. Stojący przez 8 h na słońcu pojazd, mógłby doładować baterie na około 10 km jazdy.
Jeżeli pojazd byłby produkowany, to w przypadku wersji bez silnika jego cena wynosiłaby około 15 tys. zł a wersja z silnikiem elektrycznym lub spalinowym 20 tys. zł. Oczywiście jak mówi jego konstruktor, byłaby to wersja na ramie aluminiowej i poprawiona. Jest to więc z pewnością atrakcyjna cena. Taką kwotę potrafi kosztować tradycyjny rower. Jak podkreśla pan Tomasz, prototyp jest tylko punktem wyjścia do dalszego rozwoju tej konstrukcji i jej ulepszania pod kontem oczekiwań odbiorcy tego pojazdu.
– Budowa tego pojazdu nauczyła mnie nowych umiejętności, klejenia i profilowania laminatów, szycia foteli, budowy silnika, kilku praw elektryki. Projekt udał się przede wszystkim dlatego, że stosowałem zasadę mierz dwa razy a tnij raz. Tu chciałbym podziękować wszystkim, którzy wierzyli, że dokończę ten projekt. Izie Gulińskej za dobre wskazówki i Sławkowi Ziomkowi za mobilizację elektryczną – podsumowuje kilka lat pracy nad pojazdem pan Tomasz.
Pojazd przechodzi obecnie serię testów. Będzie promowany w najbliższym czasie zarówno w Internecie, jak i na różnych zlotach i pokazach – w tym również w naszym regionie.
tekst: Jakub Sowa
zdjęcia: arch. Tomasz Piskorz
Jedna odpowiedź
Super inicjatywa, to zawsze nas rozwije – w takim kierunki idźmy, teraz ktoś z naszego wspaniałego rządu powinien Pana zaprosić do siebie, zainwestować 200 tysięcy w rozwój pomysłu takiego czy innego ….. a barany siedzą i kłócą się o stołki zamiast myśleć o przyszłości kraju. nie twierdzę że ten pomysł akurat zmieni przyszłość ale ile było niewykorzystanych okazji???