Reklama

Reklama

Reklama video

Koncert Kondraka w restauracji Skala (zaproszenie)

Bard co się zowie 6 stycznia 2020 r. o godz. 18 w restauracji Skala przy ul. Artyleryjskiej wystąpi lider Lubelskiej Federacji Bardów Jan Kondrak. Jak sam powiada, ma do Białej Podlaskiej szczególny sentyment. Ciepło wspomina czasy, kiedy grał solo i śpiewał dla studentów AWF w ich klubie.Potem już z Federacją miał okazję wielokrotnie koncertować w: klubie Piast, sali BCK, na lotnisku i amfiteatrze. Lubi mówić o sobie bard piosenki. W jego odczuciu bard, niczym żołnierz słowa, jest nieustannie na publicznej służbie. Zna mity swego narodu i potrafi je redefiniować, dostosowywać do bieżących realiów.

Teraz informacja przenosi się z szybkością światła, a bard ma ją przetwarzać, dostosowując ją do aktualnych schematów społecznych. Większość wykonawców estradowych spełnia jedynie funkcję usługową, typowo rozrywkową. Natomiast bard rozrywkowym może być minimalnie. Maksymalnie ma skupiać się treści. Wspierająca go forma muzyczna pełni tylko rolę mamidła przyciągającego uwagę słuchaczy. Bard, w przeciwieństwie do modnego piosenkarza, śpiewa niemal wyłącznie o rzeczach ważkich, z trudem ulegających przedawnieniu. Pewnie dlatego inna jest sfera jego oddziaływania.

Kondrak uchodzi za filar Lubelskiej Federacji Bardów, bo jest organizatorem i konferansjerem formacji. Świadomie wybrał rolę chłodnego mentora. Czego nie zrealizuje pisaniem dla zespołu, wypowiada na scenie. Czuje się w tym potrzebny, nawet oryginalny. Jako konferansjer skleja odmienne światy wyobraźni. Gra z nią i śpiewa od 20 lat.

Federacja zezwala na wolność twórczą, a wszyscy w niej występujący stanowią dla siebie fachowe wsparcie, zaplecze duchowe i inspirację twórczą. Tworzący ją artyści nigdy nie stawiali sobie za cel kariery estradowej. Toczy się ona na zasadzie dryfu. Federalizacja rzadko którym wykonawcom wychodzi na dobre. Lublinianom się udaje, bo przyjęli styl piwnicy artystycznej. Jest w niej kilku niezależnych wykonawców i każdy stara się wnieść do zespołu coś własnego. Stąd programy mają formułę składanki rozmaitych przemyśleń.

Tuż po maturze Jan Kondrak wstąpił do Uniwersytetu Ludowego na Podkarpaciu. Zdecydował się na taki krok, bo uniwersytet gwarantował mu indywidualny rozwój intelektualny. Przez rok miał stały dostęp do świetnie zaopatrzonej biblioteki, sali teatralnej i pianina. Nie pozostawało nic innego, jak czytać, chłonąć, kształcić umiejętności. Śpiewakiem został nieświadomie w wieku lat trzech i ponoć szło mu nieźle. Kiedy rodzice grali w wiejskim teatrze amatorskim, on zabawiał ludzi śpiewem na czas zmiany kostiumów i dekoracji. Świadomie wybrał literaturę. Po przeczytaniu wszystkich woluminów z biblioteki szkolnej zapragnął jak najprędzej zostać pisarzem. Chciał zabierać publicznie głos w ważkich kwestiach. Tak jest do dzisiaj.

Śpiewać uczył się przy płytach z piosenkami Czesława Niemena. Godzinami usiłował go naśladować. Po licznych próbach i niepowodzeniach dostrzegł w głosie pewne zbieżności skalowe i barwowe. Kiedy dorósł, uświadomił sobie trzeźwo, że jego zdolności wokalne odbiegają jednak od talentu Niemena. Zapewne dlatego wybrał inny sposób stworzenia czegoś niepowtarzalnego. Miał łatwość pisania, więc połączył tworzone przez siebie słowa z melodią. Doprowadziło go to z czasem na ścieżkę barda.

Przez lata Kondrak był zafascynowany językiem Edwarda Stachury. Uważał go nawet za największego pisarza polskiej literatury, który z niezrozumiałych powodów odszedł z tego świata samowolnie. Po tragicznej śmierci zabiegał, aby ludzie tak łatwo o nim nie zapomnieli. Pierwszym impulsem było poczucie odpowiedzialności za dorobek twórczy jego guru. Jak szalony jeździł z gitarą i śpiewał gdzie tylko się dało jego wiersze. Dziś z powodzeniem wykonuje utwory Bułata Okudżawy, Boba Dylana i Leonarda Cohena. Robi to doskonale, o czym będzie się można wkrótce przekonać.

– Mam wrażenie, że we mnie zawsze było więcej pokory niż dumy – mówi o sobie Janek. Bywam zadowolony z tego lub owego, ale zwykle bardzo krótko. Z moich obserwacji wynika, że samozadowolenie zabija napęd twórczy, a ja ciągle mam chęć rozwijać się. Jestem zadowolony, że udało mi się nagrać i wydać tyle płyt, choć żadna z nich nie dała mi jeszcze maksymalnej satysfakcji.

tekst: Istvan Grabowski
zdjęcia: autor
opracowanie: Gwalbert Krzewicki

Spodobał Ci się ten artykuł? Podziel się ze znajomymi:

Udostępnij
Wyślij tweeta
Wyślij e-mailem

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Czytaj więcej o:

Reklama

Reklama

Zobacz więcej z tych samych kategorii

Reklama