Kilka lat temu M. Jańczuk zainteresował się kamieniami spotykanymi na trasie pieszych wędrówek w kierunku Styrzyńca, Sitnika czy Worońca. Podobne trasy wykonuje przecież setki ludzi, a rzadko kto schyla się po spotykane okazy. Geologiczne pamiątki sprzed tysięcy lat nadal mało kogo zajmują. Ludzie mają ciekawsze zajęcia od gromadzenia i porównywania kamieni. Nie interesują one też rolników, którzy napotykają je podczas prac polowych. Ot, kamienie były, są i będą.
Po co sobie nimi zaprzątać głowę – myśli zapewne przeciętny człowiek. Jeśli jednak ktoś zada sobie trud, aby poszukać oryginalnych choćby barwowo okazów minerałów, oczyścić je z ziemi, zweryfikować z atlasem skał występujących na naszych ziemiach, określić nazwę, pochodzenie, ciężar właściwy i gęstość, to okaże się, że spotykane na drogach, ścieżkach i polach kamyki kryją w sobie sporo poruszających tajemnic. Rozsupływaniu ich poświecił działkowicz ze Styrzyńca ostatnie lata.
– Kiedyś zbierałem spotykane kamyki pod względem nietypowych kształtów i kolorów. Mogły mi się przydać jako ozdoby na udoskonalanej systematycznie działce. Potem odkryłem, że im brzydszy kamień trafi do mego koszyka, tym ciekawszy jest jego skład chemiczny oraz ewentualne przeznaczenie. Nie wiedziałem jeszcze nic o minerałach spotykanych w okolicy, zanim nie zaopatrzyłem się w niezbędne podręczniki i encyklopedie. Teraz na doświadczenia z zebranymi kamieniami poświęcam każdą wolna chwilę. Mam wrażenie, że to zdrowe hobby potrwa kilka lat, zanim nauczę się skutecznie przekształcać posiadane okazy w ozdoby jubilerskie. Część moich zbiorów z powodzeniem daje się wykorzystać do tworzenia ozdób: wisiorków kolczyków albo oczek do pierścieni. Oczywiście, po długiej i żmudnej obróbce.
Mnie się jednak nigdzie nie spieszy- opowiada pochłonięty odkrywaniem sekretów mineralnych M. Jańczuk. Ma w swej pasji wielu życzliwych obserwatorów, którzy uważnie śledzą, co ciekawego udało mu się odkryć i przetworzyć. Z doświadczeń amatora geologii wynika, że w naszej gminie spotkać można rozmaite gatunki minerałów: piaskowce i otoczaki kwarcowe, krzemienie, obsydiany, tachylity, kwarce, granity, zlepieńce, smołowce, ale też cenne nefryty i jadeity. Niektóre z nich tnie mozolnie szlifierką na mniejsze kawałki, a następnie szlifuje z pomocą różnej gęstości papierów ściernych do uzyskania pożądanego kształtu i połysku. Niełatwe to zdanie i bywa, że z dziesięciu podejmowanych prob. Cięcia kamienia, zaledwie jedna kończy się sukcesem.
W piwnicy altanki urządził sobie mini pracownią kamieniarską. Oprócz kolekcji rozmaitych skamielin, znaleźć tam można chemiczne menzurki do określania gęstości kamieni, szkła powiększające z lampą, magnesy i liczne narzędzia, dzięki którym ważące półtora kilograma kamienie zmieniają kształt i przeznaczenie. Pierwszym rezultatem starań Jańczuka jest wisiorek podarowany siostrze. Z wykonanych w domowej pracowni obsydianów oprawił je w srebro bialski jubiler.
– Nad jednym kamykiem pracuję miesiąc lub dwa, ale warto. Nie liczę straconego czasu, ani skaleczonych przy okazji szlifowania palców. Praca przy kamykach półszlachetnych sprawia mi przyjemność. Oprócz wiedzy geologicznej, którą stale wzbogacam, mogę zrobić cos pożytecznego, niedającego się wyrazić żadną kwotą pieniędzy. Planuję podarować moim krewnym kolejne ozdoby a kamieni półszlachetnych. Mam ich w kolekcji całkiem sporo i czuję, że doprowadzę zamiar do sukcesu. Hobby nie jest drogie, pod warunkiem, że jest się wytrwałym w dążeniu do celu. Kto wie, może z czasem stać mnie będzie na zakup profesjonalnych narzędzi, ułatwiających szybszą obróbkę minerałów. Jubilerzy zajmują się tym na większą skalę, ale mają pod ręką narzędzia, o których mogę na razie marzyć. Mimo to nie tracę nadziei – twierdzi pan Marek.
Do wszystkiego, co zgromadził i czego nauczył się w ostatnich latach, dochodził sam i to jest największa zaleta hobby, które odkrył przypadkowo. Jedno jest pewne – będzie odkrywał kolejne sekrety przydrożnych znalezisk. Kto wie, może z czasem powstanie imponująca kolekcja. Na razie jej rozmiary znają tylko wtajemniczeni sąsiedzi.
tekst: Istvan Grabowski
zdjęcia: autora
opracowanie: Gwalbert Krzewicki