Pochodzi z Janowa Podlaskiego, a na stałe mieszka w Białej Podlaskiej. Zdolności plastyczne ujawniła dosyć wcześnie, bo jeszcze w szkole podstawowej. Ukończyła biologię i naukę o ziemi na lubelskim Uniwersytecie Przyrodniczym, Collegium Civitas w Warszawie (historia sztuki) oraz Wydział Artystyczny UMCS. Od 13 lat maluje zawodowo i jak twierdzi, sztuka jest dla niej spełnieniem oraz sposobem na życie.
– Nie jestem pewna, kiedy obudziła się we mnie uświadomiona chęć malowania. Pierwsze przejawy kreowania przestrzeni artystycznej dały o sobie znać w dzieciństwie. Bezwiednie mazałam po kartce papieru, jaka wpadała mi w ręce. Czasami były to ciekawe próby. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, że kiedyś będzie to moje życiowe wyzwanie. Tak naprawdę, plastycznego bakcyla złapałam na plenerach malarskich. Wiele mi one dały. Młody człowiek często tkwi w przekonaniu, ze prawie wszystko, czego dotknie jest świetne. Dopiero z upływem czasu nabiera się dystansu do siebie i swoich starań. Im dłużej maluję i doskonalę warsztat, tym bardziej towarzyszy mam wrażenie, że niewiele jeszcze umiem – opowiada o sobie.
Prace Sylwii koncentrują się na kilku cyklach tematycznych, które systematycznie wzbogaca o nowe elementy. Z powodzeniem malowała już urodę janowskich arabów, monstrualne ważki kojarzące się z poezją Leśmiana, łąki z bogactwem letnich barw, emanujące ciepłem i zadumą twarze kobiet, a także nadbużańskie Anielice. Dzięki wykorzystaniu różnych motywów udało jej się stworzyć własny, magiczny świat, będący odzwierciedleniem wyobraźni.
Ogromne powodzenie zapewniły artystce obrazy malowane na deskach wyjętych z rozbiórki starych domów, potarganych przez czas i wpływy natury. Malowanie na deskach naruszonych zębem czasu stało się wyrazem poszukiwania nowych form ekspresji, bardzo dobrze przez miłośników jej malarstwa. Sięgnęła po nie szukając nowych środków wyrazu. Płótno ograniczało ją płaską powierzchnią, natomiast malowanie na drewnie stanowiło osobne doświadczenie. Odkryła, że lubi malować na drewnie potarganym przez czas i siły natury. Nierówności w fakturze dyktowały jej wręcz, jak ma wyglądać portretowana postać. Malując na deskach Anielice, dawała im drugie życie. Tworzyłam nawet cykle tematyczne, na których moje Anielice współgrały ze sobą.
– Moja sztuka jest emocjonalna, toteż wszystko, co mnie dotyka znajduje wyraz w obrazach. Zdarzają się tam diaboliczne przełomy, pełne uniesień i ekspresji – zwierza się artystka.
Emocje dają też o sobie znać podczas malowania portretów różnych ludzi, a zwłaszcza kobiet spotykanych na artystycznej drodze. Imponują mi kobiety odważne i zdecydowane. Warto jednak pamiętać, że silna kobieta chętnie poddaje się nowym wyzwaniom czasu, poszukuje nieznanych dotąd możliwości, jest otwarta na nieznane, nieuświadomione. I to jest chyba esencja mojego życia. Malując zmysłowe obrazy, wyrażam siebie, własne wnętrze. Sukces kojarzy się Sylwii z możliwością łączenia młodzieńczej pasji z pracą zawodową, która wciąż budzi pozytywne wrażenia u osób odwiedzających jej wystawy. Przychylny odbiór wyzwala chęć tworzenia, rozwijania zainteresowań twórczych, które wciąż ewoluują.
– Akumulatory twórcze ładuję w czasie dalekich podróż;. Utwierdziłam się już w odczuciu, iż każda podróż może być odkryciem, okazją do lepszego poznania siebie samej, nabrania dystansu do upływającego życia. Dlatego cudownie jest wyjeżdżać i potem móc wracać do własnych kątów. Moje wymarzone miejsce na ziemi nie ma stałych współrzędnych. Sytuowałabym je tam, gdzie linia horyzontu styka się z czystym piaskiem i ciepłą wodą. Takie miejsce kojarzy mi się z życzliwymi ludźmi poszukującymi harmonii życia.
Artystka prezentowała swe prace na licznych wystawach krajowych i międzynarodowych. Zdobiły one też okładki Podlaskiego Kwartalnika Kulturalnego i były tematem pięknego albumu „Konie… anielice i nadbużańskie łaki” wydanego przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Białej Podlaskiej i Towarzystwo Miłośników Podlasia.
– Zawsze marzyło mi się znalezienie miejsca do tworzenia czegoś niebanalnego i dzięki przychylności losu mogę to robić, na co dzień. Malowanie (kojarzone z poszukiwaniem nowych form wyrazu) pozwala mi patrzeć na życie optymistycznie i cieszyć się z postępów moich córek. Praca artystyczna wzbogaca mnie wewnętrznie i rozbudza moją wrażliwość. Dzięki sztuce, którą wykonuję, nie tracę radości życia. Spełniam się w tym, co robię – dodaje Sylwia Kalinowska.
tekst: Istvan Grabowski
zdjęcia: archiwum artystki
opracowanie: Gwalbert Krzewicki